17🏹

532 26 1
                                    


— Przestańcie! — zawołał głośno Aragorn, a wszyscy spojrzeli w jego kierunku, uspokajając się odrobinę, jednak wciąż zdenerwowani. — Jeśli chcecie, abym was dalej prowadził, musicie zrobić, co powiem. Takie traktowanie upokarza Gimlego, dlatego wszyscy damy sobie zawiązać oczy. Wy tak, że Legolasie i ty Aldianel — dodał, widząc spojrzenia dwójki elfów.

Gimli zachichotał, a Aldianel spojrzała na niego z irytacją.

— Będziemy wyglądać jak banda głupców — powiedział krasnolud. — Czy Haldir poprowadzi nas, jak czasem psy prowadzą swoich niewidomych właścicieli? Ja się zgadzam, o ile Legolas i Aldianel pozwolą uczynić się ślepcami.

— Jestem elfem i jestem pośród swoich — powiedział Legolas gniewnie.

— Jestem pośród swoich i nie zamierzam się na to zgodzić — powiedziała niemal równocześnie Aldianel.

— Więc trzeba teraz zawołać: "przeklęte sztywne karki elfów"? — zapytał Aragorn, prychając. — Nie będzie między nami żadnych różnic.

Aragorn spojrzał na Aldianel, która wciąż nie zgadzała się na takie rozwiązanie, z wyczekiwaniem. Przez kilka chwil patrzyli sobie w oczy, Aldianel stała z założonymi rękami. Aragorn patrzył na nią ze zniecierpliwieniem, a ta w końcu odpuściła, głośne westchnienie opuściło jej usta, a oczy uniosły się ku górze. Aragorn pokręcił głową z niedowierzaniem. Był przyzwyczajony do upartości elfki. W końcu każdy ma jakieś wady.
— Haldirze, zawiązuj nam oczy! — rzekł.

— Cóż za szalone czasy — powiedział Legolas z rezygnacją, gdy jego oczy, tak że zostały zasłonięte opaską. —Wszyscy mamy tego samego przeciwnika, a ja muszę iść jak ślepiec, gdy promienie słońca spływają między złocistymi liśćmi.

Szli naprzód z zasłoniętymi oczami, trawa uginała się pod ich stopami. Podróżni prowadzili rozmowę z Haldirem, jednak Aldianel w niej nie uczestniczyła, wciąż ogarnięta gniewem, który jednak bardzo szybko całkowicie ją opuścił i ze spokojem wsłuchiwała się w cichy szmer wiatru. Dookoła roznosił się świeży zapach drzew i wilgotnej trawy. Orzeźwiający wietrzyk, owiewał ich twarze.

Szli przez cały dzień. W końcu powietrze zaczęło się ochładzać i w ten sposób Aldianel rozpoznała, że zbliża się zmierzch. Zatrzymali się, aby przenocować. Noc spędzili na ziemi, ponieważ wciąż nie mogli ściągać opasek.

*

Wczesnym rankiem ruszyli w dalszą drogę. Około południa zatrzymali się na postój, a dookoła nich rozległy się głosy elfów. Nie słyszalnie zbliżył się do nich oddział elfów, zmierzający w kierunku wschodniej granicy Lórien. Elfy mówiły o oddziale orków, którzy zostali prawie całkowicie wybici i tylko nieliczni uciekali w kierunku gór na zachodzie, ścigani przez pościg elfów. Mowa była, tak że o dziwnym stworze, którego elfom nie udało się pojmać, a nie pewni czy to istota zła, czy dobra, nie zabili jej.

— Przynieśli mi tak, że wiadomość od Pana i Pani Galadhrimów. — powiedział Haldir. — Wszyscy, włącznie z krasnoludem Gimlim, mogą iść swobodnie.

*

— Zechciej nam wybaczyć i nie spoglądaj na nas wrogo! — powiedział Haldir, gdy ściągnął opaskę z oczu Gimlego. — Zamiast tego raduj się tym, że jesteś pierwszym krasnoludem od czasu Durina, który może spoglądać na drzewa na Lóryjskim Klinie.

Haldir ściągnął opaski z ich oczu, a ich oślepiło jasne światło słonecznego dnia. Znaleźli się na otwartej przestrzeni, na rozległej polanie, gdzie wznosił się wysoki pagórek. Ziemię porastała nasycona zielenią trawa, bujna i miękka. Wierzchołek wzgórza porastały dwa kręgi drzew niczym korona spoczywająca na głowie dostojnego władcy. Pierwszy krąg stanowiły drzewa pozbawione liści, jednak niesamowicie piękne. Wewnętrzny krąg tworzyły wysokie mallorny, których korony obleczone były złotymi liśćmi, mieniącymi się w słońcu niczym czyste złoto. W środku kręgu, górując nad innymi, znajdowało się drzewo, w którego koronie został umieszczony śnieżnobiały talan. Wszędzie dookoła trawa mieniła się w słońcu, migocząc radośnie, wciąż pokryta rosą. Zielone tereny usiane były pięknymi kwiatami. Elanorami, przypominającymi złote gwiazdy, oraz białymi nifredilami o smukłych łodygach. Nad wzgórzem, na czystym niebie świeciło słońce, okalając ich twarze złotymi promieniami.

Enemy or friend | LegolasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz