39🏹

335 19 6
                                    

Jechali w górę drogi ku Górze Nawiedzonej, która pięła się w górę tuż przed nimi. Jej szczyt ginął w ciemnych chmurach i oparach, a jej sylwetka odznaczała się na tle ciemnego nieba. Tuż za nią między chmurami przebijały się pojedyncze czerwone promienie, a wyglądało to tak, jakby ktoś rozpalił wielki ogień za łańcuchami gór. Zatapiali się w ciszy, a stukot kopyt na kamieniach dudnił im w uszach. Z każdym ich krokiem powietrze robiło się gęstsze. Wiatr pojękiwał między skałami, a oni nie mogli wytrzymać uczucia grozy, które wypełniało każdą komórkę ich ciał.

Zanim zniknęli w cieniu Góry Nawiedzonej, gdzie mieli przekroczyć wrota umarłych.
Aldianel odwróciła się, po raz ostatni spoglądając na skalne gniazdo, a gdzieś tam w dostrzegła Eowyn, która zastygła w oddali, odprowadzając ich wzrokiem, gdy zimny wiatr rozwiewał jej włosy.

Zwolniła, pozwalając Aragornowi ją wyprzedzić i delikatnie odwróciła głowę, spoglądając na niego, gdy ten ją mijał. Na jego twarzy wśród tych wszystkich emocji dostrzegła ból, z którym zmagał się Dunadan. I mimo że wciąż była wściekła, ogarnął ją smutek, ponieważ nawet w takich chwilach nie potrafiła znieść cierpienia swoich bliskich.

Przeniosła swoje spojrzenie na Legolasa i poczuła wyrzuty sumienia, a miejsce złości pomału zajmował smutek. Elf jechał ze spuszczoną głową, a jego twarz była całkowicie pozbawiona wyrazu, jednak kiedy uniósł głowę, w jego oczach zobaczyła coś, co napawało ją jeszcze większym smutkiem. Ponownie żadne z nich nie było szczęśliwe. Ponownie wszystko zaczynało się walić. A mimo to wciąż przed nimi czaiło się najgorsze. Wojna wciąż miała zadać jeszcze wiele ciosów, pozostawało jeszcze wiele łez, niewypowiedzianych słów i bólu.

W końcu zniknęli w cieniu rzucanym przez górę, a uczucie grozy obezwładniło ich całkowicie, gdy jechali, cały czas ciągnącą się w górę ścieżką. Niedługo potem dotarli na skraj wielkiego zagłębienia, a przed nimi pojawił się pojedynczy głaz, stojąc na ich drodze niczym złowieszczy znak przestrogi.

Żadne z nich nie chciało pozostawać dłużej w okolicy kamienia, jednak konie zbuntowały się, nie chcąc ominąć przeszkody. Konie zatrzymały, prychając i trąc niespokojnie kopytami. Niektóre z nich próbowały zawrócić, jednak ich jeźdźcy powstrzymały je, zeskakując z ich grzbietów. Dopiero wtedy udało im się zmusić zwierzęta, by ruszyły naprzód, schodząc w dół głębokiej niecki, gdzie czerniała czeluść Bramy Umarłych, którą już za chwilę mieli minąć. Jednak zastygli w miejscu sparaliżowani trwogą, która biła od tego miejsca. Nawet Aldianel czy Legolas nieodczuwający strachu przed zmarłymi zamarli a wszystkie inne emocje na krótką chwilę przestały istnieć.

Przed sobą mieli łukowate przejście, czarniejszą niż noc bramę, która zlewała się z ciemnością panującą na drodze za nią. Tym razem konie nie pozwoliły poprowadzić się dalej i zaczęły pomału się wycofywać, milimetr za milimetrem, jednak ich jeźdźcy nie pozwolili im na to.

— Straszliwe to wrota i za nimi czyha moja śmierć — odezwał się Halbard, przerywając ciszę, jednak jego głos zniknął bez echa, pochłonięty przez ciszę zaległą w ciemności. — Jednak ja wejdę tam, nie wiem, jednak jak będzie z moim koniem.

— Wszyscy musimy tam wejść i konie także musimy do tego nakłonić — odrzekł Aragorn stanowczo, odwrócił się i powiódł po nich wzrokiem pełnym pewności i mocy. Już nie wahając się ani chwili, ruszył naprzód, przekraczając bramę, a bijąca od niego siła i moc sprawiły, że pozostali już bez ani chwili zastanowienia ruszyli za nim i nawet konie pozwoliły wprowadzić się na ścieżkę zbyt przywiązane do swoich właścicieli.

Jednak i tym razem nie wszystko poszło dobrze, gdy oba konie z Rohanu zbuntowały się nawet teraz nie pozwalając wprowadzić się na ścieżkę.

Enemy or friend | LegolasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz