31🏹

440 25 9
                                    

Słońce pomału chowało się za horyzontem, gdy czwórka podróżnych dotarła na skraj lasu, gdzie wciąż mogli zobaczyć pozostałości po wielkim palenisku. W niektórych miejscach trawa posklejana była zaschniętą, ciemną krwią. Obok resztek jeszcze ciepłego popiołu piętrzył się wielki stos hełmów, pogiętych mieczy, tarczy i innej broni. Na jej szczycie leżała wielka głowa goblina. Oczy miała otwarte i puste, a z ust spływała strużka ciemnej krwi.

Aldianel spojrzała na głowę z obrzydzeniem i z przymrużonymi oczami rozejrzała się dokładnie dookoła. Gdy powiedli wzrokiem jeszcze dalej, mogli zobaczyć usypany kopiec, z którego wystawało piętnaście włóczni.

Dokładnie przeszukali cały teren, starając się niczego nie przegapić. Z każdą chwilą robiło się coraz ciemniej, aż w końcu mrok całkowicie ich pochłonął.

— Chyba już nic więcej nie możemy zrobić — mruknął posępnie Gimli. — Obawiam się, że zwęglone kości hobbitów wymieszały się z resztkami orków.

Aldianel westchnęła cicho, oddalając się odrobine od pozostałych. Stopą odtrąciła jeden z hełmów i już po raz kolejny przeskanowała otoczenie uważnym wzrokiem.

— Dzisiaj już nic nie zrobimy — powiedział Aragorn. Pozostała trójka zbliżyła się do elfki. — Musimy przeczekać tutaj do rana.

*

Oddalili się odrobinę od pola bitwy w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca na nocleg. W końcu zatrzymali się pod jednym z drzew o rozłożystych gałęziach, rosnących na samym skraju gęstego lasu. Między drzewami zaległ mrok. Z oddali dobiegał ich cichy szum Entyny.

— Rozpalmy ognisko — odezwał się Gimli. — Nie dbam już o orków, mogą zlecieć się tutaj, proszę bardzo.

— Może hobbici błąkają się gdzieś po lesie i łuna ognia przyciągnie ich tutaj — powiedział Legolas.

— Nie tylko hobbitów i orków może przyciągnąć tutaj ogień — mruknął Aragorn. — Poza tym znaleźliśmy się w granicach Fangornu, a powiadają, że lepiej nie dotykać tutejszych drzew.

Aragorn jeszcze przez chwilę próbował odwieść krasnoluda od pomysłu rozpalenia ognia, jednak bez skutku. W końcu Dunadan odpuścił i usiadł, opierając się o pień drzewa i pogrążył się we własnych myślach. Gimli zajął się zbieraniem drewna pozostawanego przez Rohirimów, a Legolas stanął na skraju polany. Wydawało się, że czegoś nasłuchuje.

Aldianel po krótkiej chwili ruszyła w jego kierunku, zatrzymując się u boku elfa.

— W tym lesie jest coś dziwnego — powiedział cicho Legolas, odwracając głowę w kierunku elfki.

— To prawda — zgodziła się, spoglądając w kierunku lasu. — Wydaje się, jakby był żywy. Czuję jakby drzewa nas obserwowały, śledziły każdy nasz ruch.

— Nie wiele słyszałem o tym lesie — odparł Legolas w zamyśleniu. — Jedynie kilka pieśni, które mówią, że niegdyś żyli tutaj Onodrimowie.

— Tak, też znam te pieśni — powiedziała Aldianel. — Któż jednak wie, jakie tajemnice skrywają się w gęstwinach Fangornu.

Przez krótką chwilę stali w zamyśleniu. W końcu Aldainel zrobiła kilka kroków naprzód, idąc wzdłuż ściany lasu. Po chwili spojrzała przez ramię na Legolasa z wyczekiwaniem. Elf z lekkim zdziwieniem ruszył za nią, a ona nie czekając już na niego, ruszyła przed siebie. Pomału stawiała kolejne kroki, a jej wzrok wodził dookoła, często kierując się w kierunku nieba, na którym zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy.

Enemy or friend | LegolasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz