43🏹

340 20 6
                                    

Strach o najbliższą osobę. Ściskający żołądek lęk. Niszczące spokój myśli wywołujące panikę i przerażenie. Ten strach skuteczniej od innych odbiera możliwość logicznego myślenia. Bezsilność wypełniająca każdą komórkę ciała.
Aldianel idąc pomiędzy porozrzucanymi w wojennym nieładzie ciałami, śmiało mogła stwierdzić, że był to najgorszy rodzaj strachu, obietnica samotności, zwiastun najgorszych koszmarów.

Jej nogi same niosły ją naprzód bez udziału jej umysłu, na który opadła zasłona strachu. Z trudem łapała powietrze, idąc w kierunku zniszczonej bramy miasta, będącej idealnym obrazem okrucieństwa wojny, otwierając widok na spustoszone miasto, na którego ulicach spoczywali jego mieszkańcy, już nigdy nie mając powrócić do domu.

Elfka nie potrafiła odnaleźć w sobie odwagi, by spojrzeć na twarze mijanych przez nią ciał. Szła dalej, jakby próbując uciec od wspomnienia odbytej przed chwilą bitwy, jednak wspomnienie wojny i jej okrucieństwa podążał za nią niczym nieodłączny cień. Zatrzymała się gwałtownie, zaciskając powieki, nie będąc dużej wytrzymać wirujących w niej emocji. Chciała krzyczeć, krzyczeć najgłośniej jak potrafiła, krzyczeć do zdarcia gardła, aż łzy nie popłyną jej z bólu. Czuła jakby opadała, spadała gwałtownie w dół, a jednocześnie jej ciało wypełniała pustka, pogodzenie się ze zbliżającym się uderzeniem. Musi uciec, ratować się, chwycić się czegoś, nie potrafiła jednak wyrwać się z ciemności, choć wiedziała, że zderzenie się z dnem tej przepaści jest już blisko. Po prostu otwórz oczy, krzyczał głos w jej głowie, jednak nie dała rady, nie mogła, nie chciała.

Czyjaś dłoń owinęła się wokół tej jej, ściskając ją mocno. Znajome ciepło uderzyło w nią, a ona otwarła gwałtownie oczy, wyrywając się z ciemności. Wpadła w ramiona Legolasa, tonąc w jego uścisku. Po jej policzkach popłynęły łzy, znacząc wilgotne ścieżki w brudzie, kurzu i krwi pokrywającym jej twarz.

Po chwili zdającej się trwać całe dekady odsunęła się od niego, jej dłonie wciąż drżały, a oddech był niespokojny. Byli tam, oboje, to było najważniejsze. Jednak strach wciąż jej nie opuszczał, gdy jej wzrok powiódł dookoła w poszukiwaniu pozostałych. Minęła chwila wypełniona przynoszącymi spokój słowami. Nie puszczając dłoni Legolasa, razem ruszyli ponownie przez pole bitwy, tym razem nie uciekając przed pustym spojrzeniem martwych oczu poległych. Jej serce przyspieszało swój bieg za każdym razem, gdy jej wzrok przenosił się z jednej twarzy na drugą, spodziewając się najgorszego.

Legolas uścisnął mocniej jej dłoń i Aldianel powiodła wzrokiem za jego spojrzeniem, ponownie ku bramie, w której kierunku zmierzała trójka jeźdźców. W jednym z nich bez trudu rozpoznała Aragorna. Serce ścisnęło się w uldze, która jednak wciąż nie była wystarczająco silna, by zawładnąć całkowicie jej ciałem. Nie ruszyli w ich kierunku. Zmierzali dalej na przód i dopiero na brzegu Anduiny udało im się odnaleźć Gimlego stojącego samotnie w niewielkim oddaleniu od wciąż znajdujących się tam, przejętych przez nich statków. Woda wypełniająca koryto rzeki lśniła czerwienią, a Aldianel zastanawiała się, czy w większości jest to zasługa barwiącej jej krwi, czy zachodzącego słońca, które okryło niebo szkarłatną czerwienią.

Stanęli obok krasnoluda, nie przerywając panującej dookoła ciszy, która niosła im ukojenie i upragniony spokój. Aldianel pragnęła zatrzymać tę chwilę, zatopić się w niej i już nigdy nie musieć martwić się niczym, gdy jej jedynym towarzyszem pozostanie cisza.

— Gdzie są pozostali? — pyta Legolas, a Aldianel słyszy delikatne drżenie jego głosu. — Widzieliśmy jedynie Aragorna z Eomerem.

— Widziałem jedynie, jak zabierają ciało Theodena i księżniczki Eowyn — odpowiada krasnolud cicho, w jego głosie czai się to samo zmęczenie, które ogarnęło wszystkich pozostałych. Jego głos był podszyty smutkiem, którego nie próbował ukryć.

Enemy or friend | LegolasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz