19🏹

477 27 16
                                    

2/5

Minęło wiele kolejnych dni. Aldianel nie miała pojęcia, ile czasu minęło, może był to tydzień, może dwa, a może miesiąc. Z każdym kolejnym dniem Aldianel, Legolas i Gimli spędzali coraz więcej czasu razem.

Podobnie jak każdego poranka przez ostatnie dni, Aldianel i Legolas pożegnali się z elfami i spuścili się w dół, po srebrzącej się w porannym słońcu drabince. Przeszli przez jedną z alejek i znaleźli się przed rozłożonym na rozległym, nasyconym zielenią, trawniku namiocie, który w jasnych promieniach słońca wydawał się bielszy od śniegu. Szmer wody w fontannie, przywodzący na myśl śpiew elfów, roznosił się dookoła w krystalicznie czystym powietrzu. Aldianel weszła do namiotu, gdzie ich towarzysze dopiero się budzili więc po chwili, opuściła namiot i usiadła koło Legolasa. Dookoła słyszała cichy śpiew elfów, który bardzo często można było tutaj usłyszeć, prawie każdego ranka, a tak, że po południu i wieczorem, jednak bardzo często była to pieśń bardzo smutna, a za każdym razem, gdy Adianel ją słyszała, oczy jej się szkliły. Żadne z nich nigdy nie chciało, tłumaczyć słów tej pieśni dla pozostałych towarzyszy. Na szczęście, tego dnia pieśni były znacznie przyjemniejsze, a dziewczyna z radością im się przysłuchiwała.

*

Po śniadaniu spędzonym w bardzo przyjemnej atmosferze, na rozmowach i słuchaniu pieśni, Aldianel i Legolas ruszyli wieloma alejkami, wyłożonymi białymi gładkimi kamieniami. Oświetlały ich jasne promienie słońca, które migotały w ich jasnych włosach. Dookoła słuchać było czysty śpiew elfów. Gdy zbliżali się już do celu ich drogi, Legolas tak, że zaczął cicho śpiewać, a Aldianel jedynie nuciła cichą melodię, idealnie wpasowującą się w śpiew elfa.

Dotarli do masywnej bramy, strzegącej wejścia do miasta. Na piętrzących się przed nimi wrotach zatańczyły promienie słońca. Poprzedniego dnia udało im się dowiedzieć, jak opuścić miasto. Legolas zastukał delikatnie i cicho wyszeptał słowa, a brama z cichym skrzypieniem otwarła się, ukazując przed nimi drogę, którą przybyli do miasta. Ruszyli ścieżką, wyłożoną tymi samymi białymi kamieniami, tworzącymi chodniki w mieście. Udali się w kierunku, z którego kilka dni temu przybyli. Nie odeszli daleko. Gdy dotarli do ściany drzew, zakręcili i ruszyli wzdłuż konarów drzew. Po jednej stronie mieli ścianę lasu, a po drugiej, w niewielkiej odległości, wznosiło się Miasto Drzew. Trawa pod ich stopami migotała poranną rosą, a korony drzew złociły się w zimowym świetle słońca. W powietrzu wypełnionym słodkim aromatem wilgotnej trawy unosiły się resztki mgły, rozwiewane przez lekki wietrzyk. Słońce pięło się po jasnym niebie, na którym nie było ani jednej chmurki.

— Zawsze ciekawiło mnie, jak jest w Mrocznej Puszczy — powiedziała Aldianel, po raz kolejny zmieniając bieg rozmowy. — Choć jeśli wszyscy elfowie mieszkający tam, są tacy ja ty, to nie dziwie się, że moja mama stamtąd odeszła.

Na jej ustach pojawił się złośliwy uśmiech, a Legolas zaśmiał się złowieszczo.

— Gdyby wszystkie elfy z Rivendell były takie jak ty, nigdy bym tam nie przyjechał — powiedział i uśmiechnął się szeroko. Aldianel zaśmiała się radośnie, ponieważ dobrze wiedziała, że chłopak żartuje, ona sama tak, że żartowała. Zaśmiała się, ponieważ to było najzwyczajniej zabawne.

Cały czas szli naprzód, wzdłuż ściany tworzonej przez srebrzyste pnie drzew. Aldianel zatrzymała się. Gałęzie drzew rosły tutaj wysoko, jednak nie na tyle, by nie mogła ich dosięgnąć. Skoczyła, chwytając się gałęzi i po chwili usadowiła się na niej. Przesunęła się odrobinę, opierając głowę o konar drzewa. Legolas po chwili poszedł w jej ślady i przysiadł na gałęzi sąsiadującego drzewa, które rosło na tyle blisko, że mogli swobodnie rozmawiać.

Enemy or friend | LegolasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz