12🏹

526 27 0
                                    



— Jak dobrze znowu dostrzec prawdziwe promienie słońca — powiedziała Aldianel, wpatrując się w nikły promień budzącego się słońca.

— Nie mogę się doczekać, aż znowu wyjdziemy na zewnątrz — powiedział Merry, patrząc z utęsknieniem w kierunku z którego dobiegało światło. — Mam już dość tej ciemności.

— Dzień dobry — powiedział Gandalf, kiedy Frodo jako ostatni obudził się — nareszcie możemy znowu dostrzec blask wschodzącego dnia. Miałem rację. Dotarliśmy do górnych poziomów Morii w jej zachodniej części. Nie martw się — mówił, zwracając się teraz do Merry'ego. — Przed końcem dnia, powinniśmy dotrzeć do wielkiej bramy, a za nią zobaczymy wody Lustrzanego Jeziora.

— Będę bardzo rad — odparł Gimli. — Zobaczyłem Morię i poznałem jej wielkość. Teraz jednak pozostał tu tylko mrok i groza. Nie znalazłem tu tak, że żadnego śladu po moich pobratymcach. Wątpię, aby Balin kiedykolwiek tu dotarł.

*

Zaraz po śniadaniu Gandalf zarządził, by czym prędzej ruszać w dalszą drogę.

— Wszyscy jesteśmy bardzo zmęczeni — powiedział, gdy zbierali się do opuszczenia sali — lepiej jednak odpocząć na zewnątrz. Sądzę, że nikt z nas nie chce spędzić następnej nocy w Morii.

— Racja — zgodził się Boromir. — Którą drogą pójdziemy?

Aldianel przyjrzała się wszystkim trzem kierunkom, jednak nie wiele jej to dało, ponieważ każda z trzech dróg pogrążona była w mroku.

— Najprawdopodobniej środkową — odparł Gandlaf. — Jednak nie jestem do końca pewien gdzie się dokładnie znajdujemy. Jeśli zupełnie nie zbłądziłem, jesteśmy ponad głównym wejściem na północ od niego. Zanim cokolwiek postanowimy, powinniśmy się rozejrzeć. Sprawdźmy co kryje się za północnym wejściem do sali.

Idąc za Gandalfem ruszyli w kierunku północnego przejścia. Za nim ciągnął się szeroki korytarz. Im dalej szli, szare światło stawało się coraz silniejsze. Jak się okazało, płynęło ono zza drzwi, wysokich skrzydeł zawieszonych na ciężkich zawiasach, po prawej stronie korytarza. Skrzydła pozostawały na pół uchylone, a za nimi rozpościerała się duża kwadratowa komnata. Wędrowcy weszli do środka mrużąc nawykłe do mroku oczy. Pomieszczenie oświetlone było przez nikłe światło, a z podłogi wzbiły się gęste obłoki kurzu, które otoczyły na krótką chwilę podróżników. Przy progu leżały przedmioty, których z początku nie byli w stanie rozpoznać. Ruszyli na przód potykając się o nie. Światło wpadało do komnaty przez duży szyb, na którego końcu mogli dostrzec skrawek błękitnego nieba, który dodał im odrobinę otuchy. Jednak nie na długo.

Pośrodku pomieszczenia stał gruby na dwie stopy, prostokątny blok, w poprzek przecięty przez pas białego kamienia. Bryłę bezpośrednio oświetlał blask słońca padający z otworu.

— Wygląda jak grób — powiedział Frodo przerywając ciszę panującą w pomieszczeniu. Wszyscy wpatrywali się w bryłę z niepewnością, a Frodo i Gandalf pochylili się nad blokiem.

— To są runy Dearona, używano ich niegdyś w Morii — rzekł Gandalf. — W języku ludzi i krasnoludów wyryto tu:

BALIN, SYN FUNDINA

WŁADCA MORII

— Więc nie żyje — powiedział Fordo.

Aldianel rozejrzała się po innych zatrzymując na dłużej wzrok na Gimlim który zakrył twarz kapturem.

*

Zapanowało milczenie, a oni zastygli nad grobem Balina. Aldianel nie była pewna ile czasu upłynęło zanim zaczęli się rozglądać po pomieszczeniu szukając odpowiedzi na pytanie co przydarzyło się Balinowi i innym krasnoludom. Po przeciwległej stronie pomieszczenia znajdowały się niewielkie drzwi. Zarówno przy wejściu, którym dostali się do pomieszczenia, jak i drzwiach po drugiej stronie komnaty leżały porozrzucane kości, połamane miecze, resztki toporów, a tak, że powyginane tarcze i zniekształcone hełmy. Pośród porozrzucanej zniszczonej broni leżały poczerniałe miecze, będące bronią orków.

Enemy or friend | LegolasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz