Aldianel, Legolas i Gimli szli przez las, nieustannie nawołując Froda. Udali się w innym kierunku niż hobbici i teraz szli między rosnącymi gęsto drzewami. Gdyby były one pokryte liśćmi, nie byliby w stanie, za wiele dostrzec, jednak teraz promienie słońca przedostawały się przez nagie gałęzie drzew. Szli nieustannie naprzód, manewrując między konarami. Nie było tam żadnej ścieżki.W pewnym momencie Aldianel, która szła kawałek przed Gimlim i Legolasem, zatrzymała się rozglądając się dookoła.
— To na nic — powiedziała. — Nie ma tu nawet śladu, który wskazywałby na to, że Frodo tutaj był.
Legolas i Gimli zatrzymali się obok niej.
— Musimy jednak szukać dalej — powiedział Legolas, kładąc dłoń na jej ramieniu. — Nie możemy trać nadziei. Może innym uda się go znaleźć? Nie ma co na razie martwić się na zapas.
Mimo że nie była to świetna mowa motywacyjna, z jakiegoś powodu kąciki ust Aldianel uniosły się lekko. Legolas spojrzał na Gimlego, jakby namawiając go, by coś powiedział.
— Pocieszanie i mowy motywacyjne zostawię Legolasowi — powiedział, gdy wzrok Aldianel tak, że na nim spoczął.
Aldianel nie mogła powstrzymać cichego parsknięcia śmiechu.
—Szukajmy dalej! — zawołała ruszając naprzód.
Nie uszli jednak daleko, gdy ponownie się zatrzymali. Z oddali dobiegł do nich gwar i hałas, usłyszeli chrapliwe głosy orków. Nie wahając się ani chwili ruszyli w kierunku, z którego dobywał się gwar. Drzewa lekko się przerzedziły, a oni zobaczyli wielu orków, którzy odwróceni do nich tyłem śpieszyli naprzód siejąc dookoła spustoszenie. Nie byli w stanie określić ilu ich było. Ruszyli w pogoń za nimi, wielu orków odwróciło się w ich kierunku, jednak spora część pognała dalej. Niektórzy naciągali strzały. Mignęły klingi mieczy. Twarze orków poznaczone były licznymi bliznami i szramami. Szczerzyli pokrzywione, zgniłe zęby w złowieszczych uśmiechach. Strzała Aldianel przecięła ze świstem powietrze, wbijając się w kark jednego z większych orków. Na jego twarzy zastygł obrzydliwy uśmiech, oczy znieruchomiały, a bezwładne ciało upadło na ziemię. Gobliny wydały z siebie wściekły wrzask i rzuciły się w ich kierunku. Aldianel co rusz wystrzeliwała kolejną strzałę, a żadna z nich nie chybiła. Trawa barwiła się ciemną krwią orków. Co jakiś czas widziała gdzieś z boku błysk topora Gimlego, a nad jej głową kilka razy przeleciała strzała Legolasa.
Elfka sięgnęła po kolejną strzałę, jednak jej dłoń zacisnęła się w powietrzu. Dziewczyna przeklęła pod nosem, dobywając miecz. Ponownie rzuciła się do walki. Przeskoczyła nad martwym ciałem orka, z którego krtani wystawała strzała i pobiegła w kierunku goblina, który szykował się do wystrzelenia strzały, a jego gardło przeszyło ostrze. Z jej miecz kapała ciemna brudna krew. Wydawało jej się, że barwy wokół niej wirują, zlewając się w jedną całość. Powalili naprawdę wielu orków.
Nagle między gwarem walki rozległ się donośny dźwięk rogu. Cała ich trójka zastygła, tak jakby czas się zatrzymał.
— Róg Boromira! — zawołała Aldianel i cała trójka rzuciła się do biegu, chcąc jak najszybciej dotrzeć do miejsca, z którego dobiega dźwięk.
*
Zanim dotarli na miejsce, dookoła zapanowała cisza. Cisza pełna niepokoju.
Bezszelestnie wyszli spomiędzy drzew i znieruchomieli zatrzymując się na skraju niewielkiej polanki. Nie trudno było stwierdzić, że przybyli za późno. Przed sobą widzieli nieruchome ciało Boromira, który siedział, oparty o pień drzewa, z zamkniętymi oczami. W jego ciele tkwiło wiele strzał, mieniących się czernią. Przy jego boku zastygł Aragorn, który trzymał jego dłoń, jego ciałem wstrząsnął szloch. Aldianel zakryła usta dłonią, z ręki wypadł jej miecz, nie zwróciła jednak na to uwagi. Jej druga dłoń zacisnęła się na ramieniu Legolasa, gdy dziewczynie zakręciło się w głowie.
CZYTASZ
Enemy or friend | Legolas
FanfictionCzas rozpętać ogień. * We wszystkich nazwach trzymałam się tłumaczenia z mojego wydania książki dlatego dla niektórych mogą one być nieznane. ✨ Start: 14.01.2021