25🏹

421 27 6
                                    


Aldianel, Legolas i Gimli szli przez las, nieustannie nawołując Froda. Udali się w innym kierunku niż hobbici i teraz szli między rosnącymi gęsto drzewami. Gdyby były one pokryte liśćmi, nie byliby w stanie, za wiele dostrzec, jednak teraz promienie słońca przedostawały się przez nagie gałęzie drzew. Szli nieustannie naprzód, manewrując między konarami. Nie było tam żadnej ścieżki.

W pewnym momencie Aldianel, która szła kawałek przed Gimlim i Legolasem, zatrzymała się rozglądając się dookoła.

— To na nic — powiedziała. — Nie ma tu nawet śladu, który wskazywałby na to, że Frodo tutaj był.

Legolas i Gimli zatrzymali się obok niej.

— Musimy jednak szukać dalej — powiedział Legolas, kładąc dłoń na jej ramieniu. — Nie możemy trać nadziei. Może innym uda się go znaleźć? Nie ma co na razie martwić się na zapas.

Mimo że nie była to świetna mowa motywacyjna, z jakiegoś powodu kąciki ust Aldianel uniosły się lekko. Legolas spojrzał na Gimlego, jakby namawiając go, by coś powiedział.

— Pocieszanie i mowy motywacyjne zostawię Legolasowi — powiedział, gdy wzrok Aldianel tak, że na nim spoczął.

Aldianel nie mogła powstrzymać cichego parsknięcia śmiechu.

—Szukajmy dalej! — zawołała ruszając naprzód.

Nie uszli jednak daleko, gdy ponownie się zatrzymali. Z oddali dobiegł do nich gwar i hałas, usłyszeli chrapliwe głosy orków. Nie wahając się ani chwili ruszyli w kierunku, z którego dobywał się gwar. Drzewa lekko się przerzedziły, a oni zobaczyli wielu orków, którzy odwróceni do nich tyłem śpieszyli naprzód siejąc dookoła spustoszenie. Nie byli w stanie określić ilu ich było. Ruszyli w pogoń za nimi, wielu orków odwróciło się w ich kierunku, jednak spora część pognała dalej. Niektórzy naciągali strzały. Mignęły klingi mieczy. Twarze orków poznaczone były licznymi bliznami i szramami. Szczerzyli pokrzywione, zgniłe zęby w złowieszczych uśmiechach. Strzała Aldianel przecięła ze świstem powietrze, wbijając się w kark jednego z większych orków. Na jego twarzy zastygł obrzydliwy uśmiech, oczy znieruchomiały, a bezwładne ciało upadło na ziemię. Gobliny wydały z siebie wściekły wrzask i rzuciły się w ich kierunku. Aldianel co rusz wystrzeliwała kolejną strzałę, a żadna z nich nie chybiła. Trawa barwiła się ciemną krwią orków. Co jakiś czas widziała gdzieś z boku błysk topora Gimlego, a nad jej głową kilka razy przeleciała strzała Legolasa.

Elfka sięgnęła po kolejną strzałę, jednak jej dłoń zacisnęła się w powietrzu. Dziewczyna przeklęła pod nosem, dobywając miecz. Ponownie rzuciła się do walki. Przeskoczyła nad martwym ciałem orka, z którego krtani wystawała strzała i pobiegła w kierunku goblina, który szykował się do wystrzelenia strzały, a jego gardło przeszyło ostrze. Z jej miecz kapała ciemna brudna krew. Wydawało jej się, że barwy wokół niej wirują, zlewając się w jedną całość. Powalili naprawdę wielu orków.

Nagle między gwarem walki rozległ się donośny dźwięk rogu. Cała ich trójka zastygła, tak jakby czas się zatrzymał.

— Róg Boromira! — zawołała Aldianel i cała trójka rzuciła się do biegu, chcąc jak najszybciej dotrzeć do miejsca, z którego dobiega dźwięk.

*

Zanim dotarli na miejsce, dookoła zapanowała cisza. Cisza pełna niepokoju.

Bezszelestnie wyszli spomiędzy drzew i znieruchomieli zatrzymując się na skraju niewielkiej polanki. Nie trudno było stwierdzić, że przybyli za późno. Przed sobą widzieli nieruchome ciało Boromira, który siedział, oparty o pień drzewa, z zamkniętymi oczami. W jego ciele tkwiło wiele strzał, mieniących się czernią. Przy jego boku zastygł Aragorn, który trzymał jego dłoń, jego ciałem wstrząsnął szloch. Aldianel zakryła usta dłonią, z ręki wypadł jej miecz, nie zwróciła jednak na to uwagi. Jej druga dłoń zacisnęła się na ramieniu Legolasa, gdy dziewczynie zakręciło się w głowie.

Enemy or friend | LegolasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz