23🏹

509 27 10
                                    

Wyruszyli z nastaniem całkowitej ciemności.

Aldianel chwilę temu zmieniła się z Legolasem przy wiosłach i teraz leżała na przodzie łodzi, głowę opierając o swój tobołek, ze zgiętymi nogami, wpatrzona w niebo. Nad nią rozciągało się ciemny nieboskłon, na którym migotały tysiące gwiazd. Wpatrywała się w nie z rozmarzeniem, a w jej oczach odbijał się ich jasny blask. Zbliżała się już północ. Aldianel wsłuchiwała się w cichy szum wody ze spokojem. Nagle zerwała się rozglądając się ze strachem, gdy czyste, nocne powietrze rozciął krzyk Sama.

Przed nimi zamajaczyły ciemne, trudne do rozpoznania kształty. Do ich uszu dopłynął szum wirującej wody. Łodzie zbiły się w ciasną gromadę, gdy gwałtowny prąd porwał ich, pchając ich w kierunku wschodniego brzegu. Nad skałą wystającą z rzeki, zobaczyli pieniące się fale.

— Dajże spokój, Aragornie — zawołał Boromir, przekrzykując głośny szum wody. — Żadna łódź nie jest w stanie pokonać Sarn Gebir za dnia, a co dopiero w ciemności.

— Zawracaj! Zawróć jeśli możesz! — wołał Aragorn.

Teraz wszyscy naparli na wiosła, z wielkim trudem starając się zapanować nad łodziami. W końcu udało im się zawrócić i płynęli teraz pod silny prąd rzeki, co rusz spychani w kierunku zachodniego brzegu, który czerniał nad nimi złowieszczo, gdy walczyli z silnym nurtem, bardzo powoli posuwając się naprzód.

— Wiosłować! — wrzeszczał Boromir.

Nagle rozległ się głośny świst, gdy wiele strzał naraz przecięło powietrze, błyskając czernią nad ich głowami. Jedna ze strzał odbiła się od kolczugi Froda, gdy trafiła hobbita w łopatki, inna przeszyła kaptur Aragorna, a trzecia wbiła się w burtę łodzi Boromira.

Ciemne postacie przemknęły po kamiennym pasie, oddzielającym wodę od skalnego muru. Aldianel całkowicie opuścił spokój, który jeszcze kilkanaście minut wcześniej otulał ją swoimi ramionami. W tamtym momencie zmartwienia, które trapiły ich od dłuższego czasu stały się rzeczywiste.

— Yrch! — zawołał Legolas.

— Orkowie! — rozległ się głos Gimlego.

Z jeszcze większą siłą naparli na wiosła, stopniowo oddalał się grzmot rzecznych wirów, a skarpa wschodniego brzegu zatopiła się w nocnej ciemności. Jeszcze kilka strzał przecięło powietrze, jednak wpadały one w wodę, by zginąć w jej ciemnych odmętach. Gdy ponownie znaleźli się na środku nurtu, skierowali łódzie w kierunku wschodniego brzegu. Zatrzymali się w cieniu rosnących na brzegu krzewów. Legolas wyskoczył z łodzi, chwytając łuk otrzymany w Lórien, a Aldianel od razu poszła w jego ślady. W szybkim tępie wspięli się na skarpę. Aldianel dobyła strzałę i napięła cięciwę, łuk jednak trzymała opuszczony, ze zmrużonym oczami wpatrując się we wschodni brzeg. Zrobiła kilka kroków, zatrzymując się na samym skraju skarpy. Z drugiego brzegu dobiegały przeraźliwe wrzaski, nic jednak nie dostrzegali.

Stali na tle ciemnego, pokrytego gwiazdami nieba, które rysowało się za nimi, zawzięcie wpatrując się w ciemność na przeciwległym brzegu.

Nagle Aldianel poczuła, jak wypełnia ją niesamowicie dziwne uczucie, jakby kierowane jakimś instynktem, jej spojrzenie skierowało się w górę, gdzie po niebie sunął ku nim mroczny cień, szybko zbliżający się, pochłaniając jednocześnie wszelkie światło.

— Elbereth, Gilthoniel! — cichy krzyk opuścił usta Legolasa, a Aldianel wydawało się jakby napływał do niej z daleka.

Cień zbliżał się szybko w ich kierunku, a oni mogli teraz dostrzec wielką, skrzydlatą istotę czarniejszą, od najgęstszego mroku.

Enemy or friend | LegolasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz