42🏹

377 14 13
                                    

Z trudem rozwarła powieki, wyrywając się z otchłani ciemności. Przed oczami wirowały jej kolorowe plamy, a głowa ciążyła jej bardziej niż ból w ramieniu. Zamrugała kilka razy, dopiero po chwili dostrzegając szczegóły, jej wzrok wreszcie się wyostrzył, znajdując punkt oparcia.

Nie dane jej było nacieszyć się chwilą nieświadomości, gdyż od razu uderzyły w nią wspomnienia wydarzeń z ostatnich kilku godzin. Wydawało jej się, że od rana minęło kilka długich dni może nawet miesięcy.

Znajdowała się w pogrążonym w półmroku pomieszczeniu. W powietrzu wisiała zatęchła woń. Łóżko, a raczej zwykle posłanie, na którym leżała było twarde i zimne jednak nie było to dla niej ważne. Im dłużej leżała, tym wyraźniej wyczuwała lekkie miarowe kołysanie. Znajdowała się na statku.

Podniosła się, jednak szybko pożałowała tego, opadając z jękiem na posłanie. Ciemność gromadziła się na granicy jej wzroku. Obraz rozmywała się przed oczami.

Na ramieniu czuła uścisk opatrunku. Rozejrzała się dookoła. Dopiero teraz zobaczyła, że nie znajduje się sama w pomieszczeniu. Aragorn stał przy przeciwnej ścianie i wpatrywał się w nią uważnie. Przez jego twarz przebiegł dziwny grymas, gdy ich spojrzenia się spotkały. W pozornie obojętnym spojrzeniu kryła się ulga i zmartwienie. Aldianel posłała mu smutne spojrzenie i opuściła wzrok. Nie miała nic do powiedzenia.

Aldianel czekała, w myślach liczyła sekundy mijające w ciszy, jej oddech był zadziwiająco spokojny, w głowie wciąż jej szumiało, utrudniając skupienie myśli. Była zmęczona, w myślach wirowało pragnie zamknięcia oczu i zapadnięcia w sen, chciała najzwyczajniej zapomnieć. Jednak nie zrobiła tego.

— Posłuchaj - odezwał się, a Aldianel uniosła głowę, teraz Aragorn unikał jej spojrzenia. Zanim zdążył powiedzieć coś, jeszcze drzwi gwałtownie się otworzyły, a do środka wpadł Legolas. Aldianel podniosła się, siadając i spojrzała w jego stronę. Na jego twarzy widziała rany i zadrapania których zapewne nie pozwolił sobie opatrzyć jego włosy były w nieładzie, jednak najbardziej uderzył w nią ten strach, który bił z jego oczu, rozpacz, która nigdy nie powinna pojawić się na jego twarzy. Nie mogła powstrzymać łez, które napłynęły jej do oczu.

Elf nie powiedział nic, a jedynie podbiegł do niej, przytulając ją do siebie. Aldianel poczuła ból w ramieniu, ale nie wydała z siebie nawet najcichszego syknięcia. Przywarła do jego ciała w poszukiwaniu ciepła i poczucia bezpieczeństwa. Zacisnęła dłonie na materiale jego opończy w rozpaczliwej próbie wyrwania się z ciemności, która co chwile wracała po nią. Bała się, że go straci, że gdy go puści już nigdy nie wróci. Dopiero teraz zorientowała się, że cała drży. Łzy popłynęły po jej policzkach. Żadne z nich nie zorientowało się, kiedy Aragorn opuścił pomieszczenie zostawiając ich samych sobie.

Legolas jako pierwszy odsunął się od niej, cofając się w tył, zwiększając dystans między nimi. Nie tylko ten fizyczny.

— Przepraszam — powiedział, z jego oczu bił smutek, były otchłanią, w której pomału się zapadała. Czuła obezwładniające poczucie winny.

— Nie — przerwała stanowczo, za bardzo unosząc głos. — To moja wina.

Tym razem jej głos był cichy jednak równie stanowczy. Ogarnęło ją nagle wyczerpanie. Opadła na posłanie zaciskając powieki. Jej ręce zadrżały. Dłoń Legolasa zaciska się na jednej z nich. Aldianel odetchnęła.

— Czułaś się zdradzona, byłaś wściekła — powiedział — ale pozwól się zrozumieć.

Aldianel patrzyła na niego niepewnie, w tamtej chwili przypominała małe wystraszone dziecko. Nie znosiła tego poczucia bezbronności wobec obezwładniających ją uczuć. Minęła sekunda, sekunda, która równie dobrze mogła być uznana za wieczność, gdy tak patrzyli na siebie.

Enemy or friend | LegolasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz