32🏹

536 26 9
                                    

— O co chodzi? — zapytał Gimli, rozglądając się szybko dookoła. Ponownie spojrzał na dwójkę elfów. — Ja nie mam elfowych oczu.

— Ciszej! — syknęła Aldianel, przenosząc teraz swoje spojrzenie na krasnoluda.

— Spójrz tam — szepnął Legolas, wskazując w odpowiednim kierunku. — Między drzewami. To on.

Gimli spojrzał w tamtą stronę i przez kilka krótkich sekund panowała pełna napięcia cisza. Aragorn, który zatrzymał się kawałek dalej, w dalszym ciągu próbując odnaleźć ślady, także się do nich zbliżył. W ich kierunku wolnym krokiem zbliżał się starzec odziany w szare łachmany, na głowie miał kapelusz, który osłaniał jego twarz. Wędrowiec podpierał się na lasce, posuwając się mozolnie naprzód. Głowę miał opuszczoną i mogłoby się zdawać, że ich nie dostrzega.

Aldianel uważnie śledziła każdy krok starca, a w jej oczach krył się niepokój. Gdzieś tam cichy głosik mówił, że nie mają się czego obawiać, jednak strach skutecznie go zagłuszał. Przez dłuższą chwilę cała czwórka stała w bezruchu, nie spuszczając wzroku z tajemniczej postaci.

— Łuki! — syknął nagle Gimli, spoglądając w kierunku dwójki elfów. — To Saruman, musicie go zabić!

Aldianel dopiero po krótkiej chwili sięgnęła po łuk, a zrobiła to, z trudem pokonując opoór. Zadawało jej się, że jakaś niewidzialna siła powstrzymują ją przed tym. Powietrze ponownie stało się gęstsze i napięte, trwała pełna oczekiwania cisza. Aldianel naciągnęła cięciwę łuku, jednak strzała spoczywała luźno w jej palcach. Ta sama siłą, która powstrzymywała ją, przed wyciągnięciem łuku, powstrzymywała ją teraz, przed wystrzałem. Wystarczyło jej jedno spojrzenie, by utwierdzić się w przekonaniu, że z Legolasem jest podobnie. Zastygli w oczekiwaniu na dalszy rozwój wydarzeń.

— Co się dzieje?! Na co czekacie! — szepnął gorączkowo, szybko przeskakując wzrokiem po Aldianel i Legolasie. W jego głosie była słyszalna rozpacz i rezygnacja.

Zanim jednak któreś z nich odpowiedziało, silny zimy wiatr owinął ich twarze, starzec przyspieszył i zbliżał się szybkim krokiem w ich kierunku, już po chwili zatrzymując się u stóp schodów prowadzących na półkę, na której zastygło nieruchomo czworo podróżnych.

Starzec uniósł głowę, spoglądając na nich, oni jednak nie byli w stanie, dostrzec jego twarzy, osłoniętej kapturem i szerokim rondem kapelusza. Promienie słońca przebiły się przez chmury, oświetlając szarą postać wędrowca. Aldianel wydało się, że pomiędzy szarymi łachmanami dostrzegła błysk bieli. Spod ronda kapelusza wystawała szara broda i długi nos.

— Cieszę się, że się spotykamy — oznajmił łagodny głos całkowicie niepasujący do postaci starca. Aldianel zmarszczyła brwi. Jednocześnie głos ten wydawał jej się dziwnie znajomy, a jednocześnie całkowicie obcy. — Chciałbym z wami porozmawiać. Domyślam się, że to ja mam wejść do was? — Żadne z nich nic nie odpowiedziało, jednak starzec tego nie potrzebował. Zaczął pomału wspinać się po stopniach śledzony przez cztery pary oczu. Wędrowiec ponownie na nich spojrzał, zatrzymując na dłużej spojrzenie na Aldianel i Legolasie. — Odłużcie łuki, nie będą wam one potrzebne.

Żadne z nich nie drgnęło. Aldianel poczuła, jak jej dłonie się rozluźniają. Łuk jej i Legolasa opadł z trzaskiem na ziemię. Spojrzeli na siebie, wymieniając zdziwione i zaniepokojone spojrzenia. Żadne z nich nie schyliło się po swój łuk, a jedynie zastygli w bezruchu jakby jakiś czar trzymał ich w miejscu.

— A ty mości krasnoludzie — dodał, ponownie ruszając w górę stromych schodów — Nie sięgaj po swój topór. Jak już mówiłem, chce tylko z wami porozmawiać.

Enemy or friend | LegolasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz