ROZDZIAŁ 42. 'M JAK MIŁOŚĆ'

26 1 0
                                    


*Louis*

Ostatnie dni były dość intensywne, bo dużo czasu spędzałem w biurze nad swoimi sprawami, bez których to wszystko by nie działało. No i jeszcze wczoraj pomogłem znów rodzinie Cass poprzewozić ich rzeczy z powrotem do domu, bo ich mama nareszcie wyszła ze szpitala i jest z nią już lepiej. Co nie znaczy, że i tak Cassandra nie martwi się wystarczająco i była nawet gotowa zostać u nich na noc, ale jej mama absolutnie jej zakazała, twierdząc, że sobie poradzą i teraz ona ma zająć się sobą. Wcześniej miała na głowie jej rodzeństwo, więc rzeczywiście nie miała za dużo czasu, żeby zadbać o siebie, a za kilka dni już ślub Tristana i Kelly, i wiem, że jako druhna też ma sporo obowiązków z tym związanych. Gdybym mógł, to bym jej pomógł, ale ja się nie znam na tych babskich sprawach, więc wolę nawet się nie wtrącać.

Zaparkowałem na jednym z wolnych miejsc na parkingu pod firmą szatynki, a potem już szedłem w kierunku budynku. Przy wejściu skinąłem głową do ochroniarza, witając się z nim, a później sam pociągając lekko nosem, skierowałem się do windy, która akurat zjechała na dół. Za dużo czasu spędziłem dziś n a dworze i mam już katar, bo jest luty i jeszcze sam jeździłem do apteki po leki dla Cassandry. Wolałbym jednak do soboty się nie rozchorować i stawić się na ślubie przyjaciół szatynki. Wiem, że dla niej to też ważna kwestia, bym był tam wtedy z nią.

- Dzień dobry, panie Tomlinson – usłyszałem tuż obok od nieznajomej twarzy, gdy wysiadłem na odpowiednim piętrze.

Odwróciłem się ku mężczyźnie, marszcząc brwi. Nie wiedziałem, kim był, ale zdawałem sobie sprawę, że zostałem przedstawiony większości personelowi ze względu na sponsoring ich firmy. Lecz to, czy zapamiętałem nazwiska i twarze to raczej już kwestia sporna.

- Dzień dobry. – Kiwnąłem głową do obcego mi w rzeczywistości człowieka i z powrotem się odwróciłem, a potem ruszyłem do właściwego gabinetu.

Dzisiaj ludzie tu byli bardziej zapracowani niż pracownicy u mnie, każdy gdzieś biegał, że w końcu prawie zginąłem w tym tłumie i nikt mnie już nie dostrzegał, czego nie mam za złe, bo nie wszyscy muszą wiedzieć, że przyjechałem.

- Cześć, Jordyn – odezwałem się do młodej sekretarki, nim jeszcze nacisnąłem klamkę od biura.

- Dzień dobry – odpowiedziała, podnosząc głowę znad plików kartek, chyba nie bardzo zdając sobie sprawę, co się dzieje wokół niej.

Popchnąłem drewniane drzwi, a potem znalazłem się w gabinecie Cass, gdzie właśnie gościł Harry, i nawet nie miałem pojęcia, po co on tu jest.

- Hej. To już wiem, dlaczego nie miałam jak się stąd wyrwać – odezwałem się za nimi, powodując tym, że oboje podnieśli głowy znad jakiejś ogromnej, papierowej płachty.

- Bo nie miałam jak się stąd ruszyć, mówiłam ci. A Harry przyjechał niedawno i musimy dopracować kilka rzeczy do jutra – wyjaśniła nerwowo, powracając do jakiegoś planu, leżącego na jej biurku, przy którym stali.

Nie bardzo rozumiejąc, o co jej chodzi, podszedłem bliżej, by pocałować ją w policzek na powitanie, a potem przeniosłem wzrok na to samo miejsce, co i oni.

- Dlaczego do jutra? – zapytałem, spoglądając na Stylesa, który zaciekle coś obliczał i prawdopodobnie nie słyszał, o czym gadamy obok.

- Do jutra musimy oddać plan rezydencji naszej ekipie remontowej i dekoratorom, żeby weszli już w następnym tygodniu do budynku i zaczęli robić wnętrza, jeśli dom ma być skończony na wiosnę – wytłumaczyła, nawet na mnie nie patrząc. Mierzyła coś linijką, a potem zapisywała liczby. Była w pewnym sensie też architektem, mówiła, że robiła strasznie dużo szkoleń przez długi czas, powiązanych z tym, i niewiele rozumiałem z tego, co robi, bo pracowałem w innej branży, ale domyślałem się, że to plan pokazujący, jak mają wyglądać wnętrza w nowym domu Harry'ego. Już jakiś czas temu zaczęli robić projekt tych wnętrz, ale nie wiedziałem, że to tak pracochłonne.

ALL THE SAME (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz