ROZDZIAŁ 18. 'DWA METRY MA STRACH, NIE WOLNO SIĘ BAĆ'

44 3 0
                                    


*Cassandra*

- Czyli co? Zobaczę cie dopiero za tydzień? - powiedziałam zawiedziona, wyjmując z szafy czarne, sznurowane szpilki. - Nie wiem, czy wytrzymam.

- Wytrzymałaś miesiąc, to jeszcze przeżyjesz te 7 dni – odparła Kelly po drugiej stronie telefonu. - Dobrze wiem o tym, że miałam wrócić dzisiaj, ale wiesz jak jest w tej branży. Dołożyli nam kilka dodatkowych pokazów i muszę tu jeszcze zostać.

- A ja i Tristan to już pewnie na dalszy plan przeszliśmy, nie? - zareagowałam, przechodząc na bosaka do salonu.

- Cass – westchnęła. - Obiecuję, że to już ostatni taki długi wyjazd i potem wracam. Zobaczysz, że będę częściej i dłużej w domu. A jak wrócę to... w końcu zaczniemy może planować coś ze ślubem – powiedziała tajemniczo.

- Wow, jest proces w tej sprawie – przyznałam, siadając na kanapę. Przełączyłam na tryb głośnomówiący, odłożyłam iPhone'a na ławę przede mną i zaczęłam zakładać buty.

Jest koło dziewiątej, a ja dopiero szykuję się do firmy. No cóż... Zaspałam. Czy to dobra wymówka? A po co ja mam się tłumaczyć? To ja jestem szefową. Nawet jakbym przyszła dopiero o szesnastej, to nic by się nie stało. No, chyba, że Jordyn zaplanowała mi jakieś spotkania z klientami. Wtedy możemy mieć już tyci problem.

- O matko, nie narzekaj. W końcu się pobierzemy.

- Jak będziecie mieć już czterdziestki na karku? - zapytałam, zawiązując drugą szpilkę. - Tak, myślę, że będziecie parą ze świetnym stażem.

- Nie przesadzaj, dobra?

- Ja nic przecież nie mówię. - Wstałam na równe nogi i wyłączyłam tryb głośnomówiący, a potem przyłożyłam telefon do ucha. - Czyli widzimy się w poniedziałek za tydzień, tak? - upewniłam się.

- Równiutko za 7 dni – potwierdziła. - A swoją drogą, przywiozę to świetne wino, które tak kochasz – dodała.

- Ooo, a ja już ukradłam wam whiskey dla odmiany – jęknęłam.

- Coś ty powiedziała?

- Ja? Nic, wiesz, że... czekaj, myślałam, że takich rzeczy nie można przewozić w samolocie. - Zmarszczyłam brwi. - Pić tak, ale przewozić?

- Można... ale ja i tak lecę prywatnym! - pisnęła, a ja się zaśmiałam na jej reakcję i w tej samej chwili usłyszałam pikanie w telefonie.

- Dobra, Kelly, ja kończę, bo ktoś się do mnie dobija.

- Okej, już dłużej ci nie przeszkadzam, leć do firmy. To pa, buziaki.

- Pa, kochana. Do poniedziałku – cmoknęłam. Rozłączyłam się, a potem odebrałam kolejne połączenie, jak zwykle nie patrząc, kto dzwoni. Może w końcu jednak by się przydało czasem zerknąć?

- Cassandra Mill...

- No w końcu! Umarłaś czy jak? W ogóle nie da się do ciebie dodzwonić – usłyszałam narzekania Harry'ego po drugiej stronie.

- Jakbym umarła, to bym nie odebrała, czyż nie? - Uśmiechnęłam się sztucznie, słysząc jego głupotę. A no tak, on tego nie może przecież zobaczyć. A szkoda.

- No w sumie to...

- Jak tam twoja nóżka, Styles? - tym razem to ja mu przerwałam. - Słyszę, że żyjesz, więc raczej wszystko w porządku.

- Jak miło, że pytasz, wiesz? Zainteresowałaś się cierpiącym kolegą, ofiarą tego strasznego zamachu...

- Jakiego zamachu? Ty na pewno dobrze się czujesz, Harry? Byłeś tylko na akcji, a nie na jakimś zamachu stanu.

ALL THE SAME (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz