ROZDZIAŁ 22. 'NIE WOLNO PŁAKAĆ MI'

43 2 0
                                    

*Louis*

Stoję nad jej grobem. Nad grobem, na który przychodzę regularnie. Stoję i próbuję nie wybuchnąć płaczem, ledwo się powstrzymuję. Dziś rocznica jej śmierci. Kolejny rok, gdy nie ma jej ze mną. Jest łatwiej, ale wciąż niesamowicie mi jej brakuje. Co ja pieprzę? Jest cholernie trudno. Ostatnio jest znośnie, bo pewna osoba pomaga mi przez to przejść, nawet jeśli ona o tym nie wie.

Odeszła niespodziewanie, gwałtownie, można powiedzieć, że zginęła śmiercią tragiczną, zostawiając mnie z ogromną raną w sercu. Zostawiając mnie samego, cierpiącego po jej stracie, długo nie potrafiłem się pozbierać. Udało mi się przeżyć tyle czasu bez niej, spróbuję robić to dalej. Muszę dać radę, ona tego właśnie by chciała, wiem to.

Dzień, w którym ją straciłem był najgorszym w moim życiu. Cały mój świat runął w jednej chwili, nic nie miało znaczenia, gdy jej tu nie było. Stracenie kogoś tak ważnego było dla mnie jak stracenie cząstki samego siebie. Odebrano mi ją tak nagle, tak nieprzewidzianie, nieoczekiwanie, wprawiając mnie w szok, który trwał dłuższy czas. Nie było w moim życiu gorszej rzeczy niż to, co się stało. Nigdy nie zaznałem takiego bólu jak wtedy. Czułem, że powinienem umrzeć wraz z nią.

A potem... ona dawała mi w snach znaki. I robi to w dalszym ciągu, co stanowi dla mnie coś ważnego. Zawsze będę o niej pamiętał, bez względu na wszystko. Bo nie mogę od tak o niej zapomnieć. To byłoby nie fair w stosunku do nas obojga. Oddałbym wszystko, by nie stało się tak, jak się stało, ale czasu już nie cofnę. Tak miało być. Teraz chyba ktoś inny jest ze mną, ona chciałaby tego, bym bym szczęśliwy. Może to właśnie dzięki niej dzieje się to, co się dzieje? Może tak próbuje mi pomóc po jej stracie, ulżyć?

Położyłem na marmurowym, czarnym pomniku 5 białych róż. Na pomniku, który sam jej zaprojektowałem. Musiałem to zrobić, by usunąć z siebie choć trochę poczucia winy, by zadośćuczynić za to, co się stało. Zamówiłem nawet niewielką rzeźbę anioła, aby stał tu i ją ochronił, aby była bezpieczna przynajmniej po życiu, aby miała tam kogoś, kto ją obroni... Ja nie zdołałem w pełni wypełnić tego zadania...

Spojrzałem na jej zdjęcie i zorientowałem się, jak bardzo mi jej brakuje. Nikt mi jej nie zastąpi w całości, nie ma drugiej takiej osoby jak ona. Jest jedynie ktoś podobny... I wtedy podniosłem głowę i kilka metrów dalej dostrzegłem Cassandrę. Opatrzność nade mną czuwa czy to zwykły zbieg okoliczności? Stała w alejce dalej przy jakimś grobie, nie widziała mnie nawet. Kogo odwiedza? Przecież ona nie jest stąd, jest z Nowego Jorku. Krótko jest w tym mieście. W sumie... to tak jak ja... Tylko że ja jestem z Los Angeles. Nieważne.

Przeniosłem wzrok na jej fotografię i jak to miałem w zwyczaju, patrząc na jej oczy, powiedziałem kilka słów na pożegnanie, a potem powoli odszedłem, jeszcze kilka razy patrząc w tamtym kierunku. Przeszedłem do drugiej alejki, tej w której stała szatynka i po niedługim czasie stałem już obok niej. Była tak zamyślona, że wciąż mnie nie widziała.

- Hej – powiedziałem cicho w jej stronę.

Zobaczyłem, że zadrżała, gdy usłyszała mój głos. Mogłem się tego spodziewać, przecież nie wiedziała, że obok niej ktoś stoi, a tym bardziej, że to jestem ja.

- Co ty tu robisz? - Odwróciła się ku mnie, a ja ujrzałem w jej oczach coś w rodzaju strachu, paniki. Co ja takiego zrobiłem? Cofnęła się o krok, jakby chciała uciec. - Nie powinno cię tu być.

- Dlaczego? - Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc, o czym ona w tej chwili mówi. - Przecież to cmentarz, nikt nie zakaże mi tu przyjść...

- Ty nic nie rozumiesz... Nie powinno cię być dokładnie w tym miejscu. Nie powinieneś do mnie podchodzić – mówiła, jakby nie była sobą. Głos jej drżał, a oczy miała czerwone i patrzyła na mnie jakby w przerażeniu.

ALL THE SAME (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz