ROZDZIAŁ 49. 'TAK BOJĘ SIĘ'

28 1 0
                                    

*Cassandra*

Minęło kilka dni, a my zachowujemy się tak, jakby tematu ciąży nie było w ogóle. Udajemy, jakbyśmy nigdy o tym nie rozmawiali ani nawet nie myśleli. Tylko że nie da się nie myśleć o czymś tak ważnym, a przynajmniej ja nie potrafię. Louis milczy w tej kwestii, słowem nie napomknął o tym w ostatnich dniach, a ja staram się go tym nie drażnić, bo domyślam się, jaki może mieć to skutek. Próbuję zachowywać się normalnie, ale przez większość czasu nie daje mi to spokoju. Na razie czekamy. Czekamy na chwilę, w której dostanę w końcu okresu i sprawa sama się rozwiąże. Bo ja sama nie wiem, czego chcę. Już raz przechodziłam w swoim życiu taki moment i wtedy nie skończyło się to dobrze.

W takich chwilach jak ta, gdy jestem tylko ja ze swoimi myślami, pytania w mojej głowie wciąż się mnożą i przeplatają ze sobą, i z pewnością wpływa to na mnie koszmarnie, bo czuję, jakbym była na dnie własnej psychiki. Czy to możliwe? Co, jeśli? Co, gdy znów zostanę sama? Jak sobie poradzę? I kiedy powinnam pójść do lekarza? Co trzeba kupić? Jakie sprawy załatwiać? Czy mam szansę na bycie dobrą matką? Co stanie się z moim życiem, kiedy dziecko się w nim pojawi? Jakie są szanse, że wszystko zmieni się kompletnie o 180 stopni? Czy to w ogóle możliwe, żebym po raz kolejny mogła nosić w sobie maleństwo? Po tak tragicznym wypadku?

Wszystkie pytania znikają nagle, wraz z wejściem Louisa do salonu. W którym byłam o dziwo tylko ja. Ale czego się spodziewać? Jest czwartek wieczór, połowa chłopaków siedzi w pracy, jedynie ja przyjechałam tu dziś jak głupia, żeby postrzelać sobie na strzelnicy. Tylko wyszło jakoś tak, że zamiast tam być, siedzę na podłodze przy przeszklonych drzwiach wychodzących na taras i co chwilę popijam z plastikowego kubka mrożoną herbatę ze Sturbucksa, którą kupiłam, zanim przyjechałam do rezydencji szatyna. I tak wyszło, że zamiast wypić to już dawno, to trzymam tyle ten kubek w rękach, że zaraz zrobi się całkiem ciepły.

- Hej, nie wiedziałem, że przyjechałaś – odezwał się Louis, marszcząc brwi. – Długo jesteś? – zapytał, całując mnie w usta, kiedy podszedł bliżej, na co lekko wzruszyłam ramionami.

- Trochę. Wpadłam na strzelnicę.

- I jak ci dziś szło? – Usiadł na siedzeniu, tyłem do fortepianu. Wciąż miał na sobie koszulę od garnituru, więc musiał dopiero wrócić z firmy. No tak, a gdy jego nie ma, to ja sama rządzę w jego domu. Nie ma co. Chyba trochę za bardzo sobie pozwalam.

- Nijak, bo jeszcze tam nie doszłam – odparłam ciszej, krzywiąc się, a w odpowiedzi dostałam jego śmiech.

- Nie chce ci się nic?

- Nie wiem, może. Myślę.

- Nad czym? – zapytał, a mi serce zabiło mocniej, bo musiałam go delikatnie okłamać, żeby nie zaczął się denerwować.

- Nad tym, co muszę pozałatwiać w najbliższych dniach – westchnęłam, zmuszając się do uśmiechu. – Zrobisz coś dla mnie?

- Co takiego?

- Zaśpiewasz mi? – Uśmiechnęłam się słodko, żeby bardziej go zachęcić.

- Co mam ci zaśpiewać? – Zaśmiał się, rozpinając mankiety koszuli, by za chwilę jej rękawy podciągnąć do łokci.

- Cokolwiek, lubię twój głos. – Odchyliłam głowę i oparłam ją o ścianę, a resztę mrożonej herbaty odstawiłam na podłogę obok.

- Duże wymagania masz, kobieto. – Odetchnął głęboko i odwrócił się do fortepianu. Chwilę pomyślał, po czym ułożył palce na odpowiednich klawiszach, a ja już za chwilę słyszałam, jak gra i śpiewa, i zamknęłam oczy.

ALL THE SAME (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz