T H I R T Y S E V E N

733 30 1
                                    

Przez następne kilka dni unikałam Kevina, jak tylko mogłam. Wstawałam wcześnie rano, by przez przypadek nie natknąć się na niego w kuchni i od razu jechałam do salonu, gdzie spędzałam całe dnie. Do domu wracałam dopiero późnym wieczorem, gdzie kładłam się od razu spać.

Oboje mieliśmy dużo pracy. Brałam jak najwięcej zleceń, a Kevin wziął na swoje barki wykończenie naszego nowego domu, więc wpadliśmy na siebie tylko trzy razy podczas których oboje milczeliśmy.

Zaczęłam coraz więcej piać z Justinem, który dla poprawy humoru opowiadał mi swoje żarty. Większość z nich była naprawdę kiepska, jednak słysząc jego entuzjazm, gdy opowiadał mi je przez telefon, nie mogłam powstrzymać cichego śmiechu.

I tak nadszedł piątek. Pierwszy dzień weekendu, który oznaczał tylko jedno. Miałam stawić się w wynajętej przez Kevina sali, by wybrać jedną, która zagra na naszym weselu. Z tego, co zostało mi przekazane, spośród większości, które braliśmy pod uwagę, Hilda wybrała trzy.

- Hej - przywitałam się, gdy zaspany brunet usiadł obok mnie. Miał na sobie czarny dres i niebieski T-shirt ze sławnym zespołem The beatles. Przetarł powieki, ziewając przeciągle. Dopiero po chwili zerknął w moją stronę, uśmiechając się promiennie.

- Cześć - odparł ochryple. Odwzajemniłam gest, wykręcając samochód. Wjechałam na drogę, ściszając radio. - Jak się masz?

- O dziwo dobrze. Mam dobry humor - przyznałam, zerkając w tylne lusterko. - A ty?

- Nie wyspałem się. Pracowałem wczoraj do późna, więc spałem może dwie albo trzy godziny - wyjaśnił, odchylając fotel do tyłu. Ułożył się wygodnie, przymykając powieki. - Ale wiem, co by sprawiło ten dzień jeszcze lepszym - przyznał, a na jego usta zawitał tajemniczy uśmiech.

- Niech zgadnę - rzuciłam, wrzucając wyższy bieg. - Czy to porcja lodów ciasteczkowych? - zapytałam z przekąsem, przypominając sobie jak wielką obsesję ma na ich punkcie chłopak.

- Brzmi, jak propozycja - zerknęłam na zegar na desce rozdzielczej, przygryzając wargę. Mieliśmy jeszcze trochę czasu.

Westchnęłam, gwałtownie w lewo.

Niech stracę.

***

- Który smak wybierasz? - zapytał chłopak, wyjmując z kieszeni portfel.

- Nie jestem do końca pewna - przyznałam, gdy mój wzrok rozbiegł się po dwóch nazwach. Z jednej strony mój żołądek miał ochotę na jakiś klasyczny sorbet - z drugiej, jednak gdy tylko zobaczyłam napis: lody bezowe, miałam ochotę zamówić całe opakowanie.

- Zdecydowali się już państwo? - podeszła do nas sprzedawczyni. Miała na sobie biały fartuch, a jej blond, kręcone włosy upięła w kitkę. Poprawiła złotą plakietkę na swojej piersi. Carly.

- Ja po proszę ciasteczkowe. Podwójną gałkę - stwierdził chłopak, podając jej wyznaczoną za gałkę kwotę. Zagryzłam wargę, nadal nie mogąc się zdecydować. W końcu pokręciłam głową. To tylko głupi lód, a ja zastanawiam się nad jego wyborem, jakbym co najmniej decydowała o uczelni.

- A dla pani? - czułam na sobie jej baczne spojrzenie. Zaczęłam się czuć niekomfortowo. Ogarnęło mnie to samo uczucie, które człowiek ma, gdy stoi sam przy kasie z zakupami, ponieważ jego rodzic poszedł po coś jeszcze, a kasjerka zaczyna kasować produkty.

- Może ja coś dla ciebie wybiorę, co? - zaproponował Justin, łapiąc za moje ramię. Kiwnęłam głową. To idealne wyjście. - Tylko nie podglądaj - ostrzegł mnie, obracając plecami do lodówki z lodami.

DOUBLE WEDDING ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz