Przekręciłam się z brzucha na plecy, zgarniając ręką włosy, które opadły na moje czoło. Zmrużyłam powieki, gdy dotarło do mnie ostre światło. Najwyraźniej wczoraj zapomniałam zasłonić rolet, co skutkowało nieprzyjemną pobudką z samego rana. Potarłam piąstką zmęczone oczy, zmuszając się do siadu. Odblokowałam telefon, sprawdzając godzinę.
Siódma dwadzieścia dwie.
Jęknęłam przeciągle, opadając potylicą na poduszkę.
Wczoraj położyłam się naprawdę późno głównie przez Vilę, która zadzwoniła do mnie w środku nocy. Nie miałam jej tego złe, ale przez jej telefon nie mogłam zasnąć!
Byłam niezmiernie podekscytowana, gdy opowiadała mi o nowych klientach. Jednak duży zarobek szedł w parze z wieloma projektami, za które powinnam była w końcu się zabrać. Jednak jak na złość ostatnio doskwierał mi kompletny brak weny twórczej. W ramach poszukania jakiejkolwiek motywacji chciałam udać się do jakiegoś spokojnego miejsca. Niestety nie za bardzo wiedziałam, gdzie mogłabym takowe znaleźć. Nowy Jork kojarzył mi się głównie z wielkimi budynkami i zatłoczonymi ulicami, które - choć były intrygujące, to nijak miały się do tego, co sprzedawało się w tej chwili na rynku.
Może powinnam była zrobić jakiś pejzaż? A może portret? Jeśli tak, to w barwach jasnych, czy ciemnych? Powołać się na światłocienie, czy może iść w kompletnie innym kierunku?
Westchnęłam, schodząc z łóżka. Z walizki wyjęłam czystą bluzkę oraz parę spodni, po czym udałam się pod prysznic. Zdziwiłam się, gdyż w całym domu panowała kompletna cisza. Moja rodzina była rannymi ptaszkami, więc o tej porze powinni krzątać się gdzieś po domu. Nie mieliśmy konkretnych godzin jadania posiłków, jednak staraliśmy się jadać je wspólnie, choć niekiedy było to naprawdę trudne. Tata jeszcze wczesnym rankiem wychodził do swojego warsztatu, w którym spędzał resztę dnia. Mama zajmowała się robieniem kompozycji, a Philip nie jadał śniadań.
Kwiaciarnia, w której pracowała Kate, była jej własnym, małym biznesem. Od zawsze kochała kwiat, więc nic dziwnego, że gdy tylko nadarzyła się dobra okazja, nie zastanawiała się ani chwili. Jednak to nie było jej jedynym zajęciem. Namówiona przez ciotkę zgłosiła się do konkursu, w którym systematycznie, co roku brała udział. Miała już na swoim koncie kilka nagród, co tylko motywowało ją do dalszego działania.
Babcia za to wychodziła na spotkanie "zwariowanych emerytów", którzy początek swego klubu mieli w dziewięćdziesiątym trzecim. Na takich spotkaniach grali w gry, śpiewali i oczywiście dużo plotkowali, z czego bardzo często wynikały niepotrzebne kłótnie. Dzielili się tam również swoimi pasjami: szydełkowali, odgrywali sztuki teatralne, albo jeździli na motocyklach!
Tak czy owak, uważałam, że takie spotkania dobrze robią mojej babci, która od momentu pójścia na pierwsze zajęcia, chodziła rozanielona. Ponoć poznała na jednej z ich sesji przystojnego właściciela pobliskiego rancza, który w zamian za wypitą z nim kawę, zaproponował jej przejażdżkę na jednej ze swoich klaczy. Oczywiście babci schlebiało to zainteresowanie jej osobą, jednak nie byłam pewna czy dziadek również podzielał jej entuzjazm.
Po wyjściu z łazienki zdecydowałam się obudzić Justina, zanim zrobiłaby to moja mama. Ta kobieta miała naprawdę niekonwencjonalne sposoby pobudek, których lepiej było unikać. Często zdarzało się jej wparować do pokoju z wiaderkiem wody i oblać ofiarę, która niczego nieświadoma dryfowała gdzieś pomiędzy niebem a ziemią, zawieszona w półśnie.
Byłam pewna, że nie interesowałoby jej zbytnio, czy byłby to postronny obywatel, gubernator, czy sam prezydent! Dobrą stroną medalu było jednak to, że w jakimś stopniu oduczyła nas wszystkich spóźniania się. No może prawie wszystkich.
CZYTASZ
DOUBLE WEDDING ✔
Roman d'amourZAKOŃCZONE/W TRAKCIE KOREKTY KOMEDIA ROMANTYCZNA, JAKIEJ JESZCZE NIE BYŁO! Śluby bywają wyjątkowo pracowitymi i trudnymi wydarzeniami, szczególnie wtedy, kiedy okazuje się, że państwo młodzi nie są do końca pewni swoich wyborów. I o ile kwestię smak...