Dryfowałam, zawieszona gdzieś pomiędzy jawą a snem. Czarna otchłań wciągała mnie do środka, a ja starałam się jej oprzeć. Pustka otaczała mnie z każdych stron, chociaż miałam wrażenie, że moja podświadomość wysyła mi znaki.
Myślę, że każdy zna to sławne powiedzenie: Idź w stronę światłą.
Starałam się jakoś poruszać, a nawet biec, gdy na horyzoncie pojawiła się mała kropeczka. Niestety podobnie, jak we śnie, lub podczas pływania, moja ruchu były strasznie spowolnione. Wywoływało to moją frustrację, która rosła z każdą chwilą. Chciałam krzyczeć, wyrwać się z tego stanu rzeczy. Przypominało mi to pudełko bez żadnej dziurki.
Nie pamiętałam, co dokładnie sprawiło, że lewitowałam. Nie wiedziałam także, co mogłabym zrobić, aby temu zaprzestać.
Jedynym faktem, który był bezapelacyjnie nie podważalny, t to, że było mi przyjemnie i ciepło.
W następnej minucie poczułam, jakbym się cofała. Jakby coś staranowało mnie z niesamowitą siłą.
Z odległych zakątków doszły mnie nawoływania. Przypominały bardziej pomruki, które zlewały się w jedno.
Podobnie, jak poprzednim razem, nie byłam w stanie wydobyć z siebie nawet cichego mruknięcia. Poczułam, jak przestrzeń dookoła mnie wiruje, zaciskając się. Zaczęło mi się kręcić w głowie, wspomniane głosy stawały się coraz wyraźniejsze.
Raz jeszcze zebrałam całą swoją energię, by uchylić powieki i dla odmiany, tym razem oślepiła mnie jasność.
Przymrużyłam oczy, przyciskając dłoń do pulsującej skroni.
Wtedy usłyszałam głośne nawoływania. Obróciłam się za siebie, jednak nie byłam w stanie nic zobaczyć. Próbowałam krzyknąć, odezwać się, że jestem tutaj, jednak z mojego gardła nie wyszedł nawet najdrobniejszy dźwięk. Czarna przestrzeń zaczęła wirować, jak gdyby zaciskając się coraz mocniej. Zaczęło kręcić mi się w głowie, a głosy narastać.
Zebrałam cała swoją siłę na to, by uchylić oczy i dla odmiany, tym razem oślepiła mnie rażąca jasność. Jakie było moje zdziwienie, gdy pod palcami poczułam zimny materiał.
- Carmen? - ciche zapytanie dobiegło z mojej lewej strony. Zmarszczyłam brwi, rozpoznając ten głos. - Matko Najświętsza nareszcie! - wokół moich ramion zawiązały się długie palce, a przed oczami pojawiła się znajoma twarz.
- Vila - wychrypiałam boleśnie, obejmując jej szyję, gdy przyciągnęła mnie do uścisku. Zrobiła to delikatnie, tak by mocniej mnie przez przypadek nie uszkodzić. Czułam, że jestem cała poobijana.
Gdy tylko się odsunęła, pomogła mi podnieść się do siadu. Rozejrzałam się dookoła. Pierwsze, co przykuło moją uwagę, to białe ściany. Wszędzie porozstawiane były sprzęty medyczne, sprawdzające moje funkcje życiowe.
Ze wszystkich sił starałam sobie przypomnieć, co się wydarzyło. Jednak moja pamięć z ostatnich kilku godzin wydawała się wyparować.
- Nie strasz nas tak więcej - wymamrotała, pocierając moje ramię. Objęłam jej dłoń, delikatnie ją ściskając. Nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej, gdyż moje gardło przypominało Saharę. - Poczekaj tutaj, a ja pójdę po lekarza - poleciła, gwałtownie wstając. Nagle sobie o czymś przypomniała. - To znaczy i tak byś nigdzie nie poszła, bo w sumie to ledwo żyjesz, ale... - zamilkła, sznurując usta. - Po prostu po niego pójdę - skinęła głową na tę myśl.
Z moich małych obserwacji, które poczyniłam pod nieobecność dziewczyny, zauważyłam, że miałam założony stabilizator, który oplatał moją lewą rękę od śródręcza dłoni aż po łokieć. Przeczuwałam, ze nie zdejmą mi go zbyt przed wcześnie. Miałam szczęście, że byłam lewo ręczna. Na całym moim ciele malowało się mnóstwo siniaków i ten nieszczęsny opatrunek na głowie. Musiałam mocno w coś uderzyć.
![](https://img.wattpad.com/cover/230532910-288-k266936.jpg)
CZYTASZ
DOUBLE WEDDING ✔
RomanceZAKOŃCZONE/W TRAKCIE KOREKTY KOMEDIA ROMANTYCZNA, JAKIEJ JESZCZE NIE BYŁO! Śluby bywają wyjątkowo pracowitymi i trudnymi wydarzeniami, szczególnie wtedy, kiedy okazuje się, że państwo młodzi nie są do końca pewni swoich wyborów. I o ile kwestię smak...