T W E N T Y

769 29 0
                                    

Ważne wydarzenia mają to do siebie, że są niesamowicie stresujące. Wyprawianie urodzin, chrztu, wesela, czy nawet zwykłego promu. Prócz rosnącej w człowieku dziecinnej ekscytacji, pojawia się również to ciążące na sercu uczucie. Czy aby na wszystko jest na swoim miejscu: tort jest gotowy, kapela przygotowana, panna młoda wcisnęła się w suknie, a jej niedoszły mąż znalazł odpowiedni krawat, pasujący pod kolor jej bukietu?

Wszystko musi by dopięte na ostatni guzik, bo w końcu to jeden z najważniejszych dni w ich życiu. Właśnie dlatego mnóstwo osób decyduje się na plenerkę.

I właśnie wtedy do mnie to dotarło.

Pokładali nadzieję w mojej osobie. Pragnęli wyjść z kościoła, przyjechać na miejsce i zobaczyć coś, co było spełnieniem ich marzeń. Mieli stanąć, rozejrzeć się, a następnie krzyknąć, że tego właśnie oczekiwali.

Najważniejszy dzień w ich życiu.

A jego organizacja spadła w moje ręce.

- Carmen - Shana spojrzała na mnie z dystansem, machając mi ręką przed twarzą. Spojrzałam na nią kątem oka, nie ruszając się nawet o milimetr. - Wszystko w porządku? - powiedziała spokojnym tonem, przyglądając się panice wypisanej na mojej twarz. - Pozieleniałaś.

- Okej - obawa, z jaką to powiedziałam, sprawiła, że troska w jej spojrzeniu się pogłębiła. - Jest okej - powtórzyłam.

- Może przynieść ci wody?- pokręciłam głową. - Jeszcze zaraz mi tutaj zemdlejesz. Chcesz wrócić do domu?

- Nie - zaprzeczyłam od razu, budząc się z letargu. Nie mogłam zawieść tych wszystkich ludzi. Liczyli na mnie. - Co mówiłaś? - nawiązałam do naszej wcześniejszej rozmowy. - Kwiaty? Już idę sprawdzić.

Twarz blondynki wykrzywiła się, gdy uniosła brwi.

Mimo tego, że moje nogi wydawały się być jak z waty, szłam przed siebie.

- Carmen? - odwróciłam się, spoglądając na twarz mojej tymczasowej pracodawczyni. - Kwiaciarnia znajduje się na drugim końcu miasta - zamrugałam, wybita z myśli. Spojrzałam przed siebie, orientując się, że tak naprawdę nawet nie wiedziałam, gdzie chciałam pójść. Pokręciłam głową, ściskając swoje skronie.

- Może pojedziemy tam razem, co? - zaproponowała i pociągnęła mnie za sobą, nawet nie czekając na moją odpowiedź. Wyszłyśmy spod dużego baldachimu, pod którym pracowało kilkadziesiąt ludzi. Wszystko po to, by urządzane w nim dziś wieczorem wesele, było dla pary młodej niezapomnianym przeżyciem.

Zanim wsiadłam do białego jeepa Shany, spojrzałam na swoje odbicie w szybie. Faktycznie moja twarz przypominała teraz kolor groszkowej sukienki, którą miałam teraz na sobie.

Przez całą drogę starałam się jakoś uspokoić. Wziąć głęboki wdech i pozbyć się stresu. Przypomniałam sobie słowa Kevina, który wspominał, że aby pozbyć się tego natrętnego uczucia, trzeba świadomie oddychać. Dlatego też spędziłam czterdzieści dwie minuty jazdy, starając się zapanować nad własnym oddechem. Śmiem wyjść ze stwierdzeniem, że doszłam już do takiego poziomu, iż śmiało mogłabym wykładać na ten temat w szkole porodowej.

Jak się okazało firma, z którą współpracowała Shana nie była w stanie dostarczyć kwiatów na czas, ponieważ zepsuła im się ostatnia wolna furgonetka. Opóźnienie trwałoby następną godzinę, gdyby nie fakt, że blondynka miała głowę na karku. Wsadziłyśmy wszystkie kwiaty na przyczepę i zabezpieczając wszystko folią, wybyłyśmy w drogę powrotną.

Moja szefowa wspomniała, że takie niespodzianki to nieodłączny element jej pracy. I mimo tego jak bardzo by się starała, nie da rady wszystkiego przewidzieć. Opowiedziała mi o tym, jak przez przypadek ktoś pomylił zamówienia tortu weselnego, więc zamiast figurek pary młodej na górze widniała podobizna znanego rapera. Na szczęście okazało się, że to ulubiony artysta panny młodej, co potraktowała jako ślubny prezent. Mimo to całość była nie na miejscu. Od tamtej pory Shana osobiście sprawdza każdy szczegół: od kwiatów, poprzez tort, a nawet muzykę. Wszystko musiało być dokładnie tak, jak zażyczyło sobie tego narzeczeństwo.

DOUBLE WEDDING ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz