- Carmen! - krzyki nie ustawały. Próbowałam wytężyć wzrok, jednak było zbyt ciemno, bym mogła dostrzec cokolwiek dalej niż trzy metry ode mnie. Przez przytłumiony umysł nie byłam w stanie dopasować słyszanego głosu do danej osoby.
- Nareszcie cię znalazłem - mężczyzna pokonał ostatnią prostą - schody w trzech susach, by znaleźć się krok ode mnie.
Rozmywał mi się w oczach, jednak byłam w stanie stwierdzić, że to nie Kevin. Mężczyzna, który przede mną stał, był wyższy i bardziej zbudowany. Dodatkowo jego oczy nie mieniły się dobrze znanym mi błękitem. W blasku księżyca wydawały się niemal czarne.
Justin.
- Gdzieś ty była do kurwy nędzy? - przekleństwo wydobywające się spomiędzy jego warg świadczyło o tym, że jednak nie był pozytywnie nastawiony do mojego szalonego pomysłu.
Ups...
- W klubie - wskazałam na budynek po mojej lewej. Straciłam podparcie, wysuwając rękę w bok. Zachwiałam się, gdy murek za mną zaczął się niebezpiecznie oddalać. Widziałam, jak obaj mężczyźni robią krok w moją stronę zapewne w geście pomocy. W ostatniej chwili zdołałam utrzymać się na nogach. Chwiejnie, bo chwiejnie, ale jednak.
Odwróciłam się w ich strony z uśmiechem na ustach.
- Tego się nie spodziewaliście, co? - nie byłam pewna, czy moje słowa - wypowiedziane na głos, brzmią dokładnie, jak w mojej głowie.
- Jesteś pijana - stwierdził trafnie, przyglądając mi się uważnym okiem. To tak jakby oceniał, czy jest jakikolwiek sens w ty, by teraz ze mną rozmawiać.
- Nie - zaprzeczyłam ruchem głowy. - No może trochę - zbliżyłam do siebie kciuka z palcem wskazującym.
- Zabieram cię do hotelu - wyciągnął do mnie swoją dłoń. Ciężko było mi odgadnąć, o czym myśli. Miał skupiony wyraz twarzy, ale nie widać było na niej ani grama figlarskiego uśmiechu, który stał się jego znakiem rozpoznawczym. Bynajmniej w moim mniemaniu.
- Nie, nie, nie - zaczęłam się przesuwać w stronę drzwi wejściowych. - Dobrze mi tu.
Spojrzałam na nowo poznanego chłopaka, szukając wsparcia. Ten tylko przyglądał się nam z boku. Ewidentnie wolał nie ingerować w naszą wymianę zdań.
- Carmen, nie było cię ponad pięć godzin - zmarszczyłam brwi, przetwarzając w głowie to, co powiedział.
Pięć godzin?
To długo?
O matko... Byłam tak pijana.
Nawet zaczęło mi dzwonić w uszach.
- Wszyscy cię szukają - uchyliłam usta. - Okej, może nie wszyscy - sprostował zaraz. - Ale cała nasza trójka, ochrona... Nawet dwójka przypadkowych osób, których pytaliśmy o ciebie, zadeklarowali, że pomogą - zrobiło mi się głupio. - Cholera - pociągnął palcami lewej dłoni za końcówki swoich włosów, szarpiąc nimi. - Martwiliśmy się o ciebie. Wszyscy - podkreślił ostatni wyraz. - A ty... Tak po prostu upijałaś się w klubie - wyraz jego twarzy spowodował, że pijacka euforia uleciała z mojego ciała. Zastąpiły ją ciążące na moim sercu wyrzuty sumienia.
- Idziemy - zadecydował, łapiąc mnie sztywno za dłoń. Jego uścisk nie był na tyle mocny, by zrobić mi krzywdę, a jedynie utrzymać mnie w ryzach.
Mężczyzna narzucił tak szybkie tempo, iż musiałam za nim biec. To w porównaniu z moim biednym żołądkiem spowodowało, że znowu zebrało mi się na wymioty.
Poważnie, jeszcze coś tam zostało?
- Justin, stój - zdążyłam wysapać, pochylając się nad kolejnym rządkiem kwitów. Tym razem były to tulipany.
![](https://img.wattpad.com/cover/230532910-288-k266936.jpg)
CZYTASZ
DOUBLE WEDDING ✔
RomanceZAKOŃCZONE/W TRAKCIE KOREKTY KOMEDIA ROMANTYCZNA, JAKIEJ JESZCZE NIE BYŁO! Śluby bywają wyjątkowo pracowitymi i trudnymi wydarzeniami, szczególnie wtedy, kiedy okazuje się, że państwo młodzi nie są do końca pewni swoich wyborów. I o ile kwestię smak...