Budzę się, czuję na sobie czyjś wzrok otwieram oczy i nie wiem o co chodzi, gdzie ja jestem i dlaczego leżę na podłodze, po czym unoszę głowę do góry i widzę swojego brata uśmiechniętego od ucha do ucha. Trochę mi zajęło zorientowanie się w terenie, ale z tego co załapałam to musiał mnie sturlać z łóżka niedawno, a ja zasnęłam na podłodze.
-No już myślałem że nie wstaniesz. Tak wygodnie ci na tej podłodze? - przysięgam, że jakbym nie była zaspana już dawno oberwał by wszystkim co napotkałyby moje ręce.
-Czego chcesz mały gówniarzu- odpowiadam wstając z podłogi.
Ma siedemnaście lat a zachowuje się jakby miał z dziesięć, że to coś jest moim bratem?- Zaspałem na autobus a, że Ty masz na później do praaacy, - przedłużał.
-To stwierdziłem że ty mnie zawieziesz, a przy okazji się zemściłem za schody - dokończył, z satysfakcjonującym tonem.
- Przypominam ci, że sam po schodach nie umiesz chodzić, oboje to wiemy- po czym prowadziłam się w stronę łazienki.
Chociaż, za te zepchnięcie z łóżka powinien oberwac.
A w sumie co mi szkodzi.- Młody, a skąd ty wiesz, że mam ochotę cię w ogóle gdzieś zawozić hmm? -na co chłopak patrzył się jak na idiotke.
- Musisz to zrobić, inaczej rodzice cię zabiją, że biednego synka nie zawiozłaś na sprawdzian. - po chwili zrobił udawaną smutną minkę, która ani trochę na mnie już nie działa.
- Tak tak, ale wiesz, że mogę mieć nagłe wezwanie do pracy no nie? - zapytałam z udawanym uśmiechem na twarzy.
Oboje wiemy że to mu bardziej zależy na tym sprawdzianie, inaczej nie zaliczy semestru, a kolejny raczej raz nie będzie mu się chciało powtarzać klasy.
Po kilku minutach już byłam gotowa do wyjścia, zamknęłam dom i podeszłam do czekającego chłopaka przy samochodzie.
- Zimno, otwieraj te drzwi bo zamarznę kobieto. - powiedział pretensjonalnym tonem.
Na co się zaśmiałam. Stwierdziłam że czas najwyższy na zemstę.- Ale do mnie przed chwilą dzwonił szef mówił, że muszę szybko jechać, bo jedna z pracownic zachorowała. -
Aaron zaczął się śmiać, ale widząc moja minę po chwili przestał.- Ty chyba sobie ze mnie żartujesz, ja muszę to zdać - mówił, przy tym machając rękami.
Popatrzyłam na niego wzrokiem współczucia.
- Ja już muszę zwijać, trzymaj się młody - powiedziałam od niechcenia, po czym ruszyłam w stronę pracy.
Wjechałam w jakieś pole i zawróciłam. Niedługo po tym byłam już przy mieszkaniu. Wyszłam z auta podeszłam do budynku szarpnęłam za klamkę, nie ma go. To gdzie on poszedł. Stwierdziłam, że będę jechała w stronę jego szkoły.
Widok mojego brata idącego po ścieżce pełnej lodu mnie rozwalił, na tyle że zaczęłam się śmiać, prawie rozjeżdżając starszą panią na pasach, po czym przeprosiłam, ale kobieta pokazała mi środkowego palca.
-A mówią że to młodzież jest nie miła-cicho podsumowałam,sama do siebie.
Podjechałam pod ścieżkę i zaraz po tym zatrzymałam się przy Aaronie.
- Wsiadaj młody. - chlopak nic sobie z tego nie zrobił, szedł dalej. Może nie dosłyszał.
- Wsiadaj, no nie fochaj się już.- powiedziałam z udawanym zmęczeniem. I uwierzcie mi albo nie, jakby wzrok mógłby zabijać.
Zabiłby mnie.
Ale też nic sobie z tego nie zrobił.- Okej, to zawracam. -powiedziałam, skręcając w międzyczasie kierownice.
Po czym, chłopak wleciał do auta jak torpeda.
Tak trzasnął drzwiami, że już wyobrażałam sobie jak wylatują mi drzwi z zawiasów.- Nigdy już tak nie rób i szybciej bo nie zdążę. -jeszcze mi rozkazuje taki młody, a gniewny. Kto by się spodziewał.
Na liczniku było już 150/h
Myślałam, że zejdzie mi na siedzeniu kiedy patrzył na te cyferki.- Stella, zwolnij. Ja chce jeszcze żyć. Młody jestem i w ogóle, nie wiem czy wiesz, ale całe życie przede mną.
- Co, jak to? Przecież mówiłeś, że szybciej bo nie zdążysz.- odpowiedziałam z sarkazmem w głosie. Później przez całą drogę musiałam wysłuchiwać narzekań.***
Wychodzilam już z pracy, kierując się na parking, podążając w stronę swojego auta. Ale go tam nie było. Co jest...
Chwila nie minęła, a zauważyłam, że stoi laweta wciągająca moje auto.
Jak to jakieś żarty. Nie myśląc za wiele podbiegłam w tamtą stronę.- Czy ja mogę wiedzieć co panowie robią z moim samochodem?
Dobrze było zaparkowane. - zapytałam z pewnym wyrzutem.Po czym oboje się na siebie spojrzeli, jakby nie rozumieli o czym ja do nich mówię
-Proszę Pani, Pani auto stało w niedozwolonym miejscu, dokładnie tam-. tłumaczył, jednocześnie pokazujac przy tym palcem.
I faktycznie tam gdzie pokazywał nie można było zająć miejsca parkingowego.
Wszystko byłoby dobrze, gdybym ja faktycznie stała na swoim miejscu.
Kto przeparkował moje auto do cholery...
Przecież jedyne kluczki, które do niego mam ja.Odjeżdżali.
I co ja teraz zrobię.
Stoję na dużym parkingu sama. Żadnych aut już nie ma, oprócz jednego.Po chwili zza rogu wychodzi chłopak, nie widzę jego twarzy, jest zbyt ciemno.
Zorientowałam się właśnie, że jestem trochę tak w dupie.
W sumie to bardzo bo nie dość, że zabrali mi auto, nie mam czym do domu wrócić, to jeszcze stoję na prakingu jak głupia i patrze jak jakiś chłopak idzie w moja stronę.
Chwila, a jak mnie zgwałci, porwie albo sprzeda?- Wiej kobieto, a nie stoisz jak posąg -pomyślałam przerażona.
Kiedy już chciałam biec, gdzie pieprz rośnie. Chłopak nagle się odezwał, a ja znieruchomiałam już totalnie.
-Czesć piękna, nie ładnie tak kłamać. -
Jak myślicie kto to? 🔥
CZYTASZ
Zbiór (Nie) Jasnych Myśli
Romance~ Czarna otchłań była jak machina gniotąca wszystko wokół, rozrywała resztki odłamków uczuć - mimo to, pojawiło się słońce, które poraziło ciemność, nie oczekując nic w zamian ~ * ~ I chodź różnili się jak...