39.

200 10 14
                                    


I może na tym właśnie polega życie, na niespodziewanych momentach w całym naszym młodym życiu. Brzmi o wiele lepiej, niż zaplanowanie sobie całego podążania za miesiącami i latami, brzmi dość nudno, ale chyba każdy chciałby mieć jakiś plan na swoje życie. Ja go nie mam, nie wiem czego chce i jaką misje wykonuje na tym świecie, lecz jak już żyje to chce spędzić je jak najlepiej mimo, że czasami jest naprawdę ciężko. Żyje byleby żyć, ale w tym też nie widzę najmniejszego sensu o ile jakikolwiek jest.


Podjeżdżając pod parking szpitala nie sądziłam, że spotkam na swojej drodze Aarona. Nie żebym mu źle życzyła, ale byłam nastawiona na to, że chłopak będzie po prostu leżał na łóżku szpitalnym, a nie machał z wielkim uśmiechem wypisanym na twarzy. Co jak co, ale mój brat chyba doskonale radzi sobie z jadem żmii, normlanie okaz zdrowia. Nie myśląc za wiele otworzyłam swoją szybę.


-Cześć braciszku. Już myślałam, że tam korzenie zapuścisz- odrzekłam, lekko się uśmiechając, na co brunet zwyczajnie pokręcił głową.


Chłopak zwinnym ruchem okrążył moje auto i po prostu zajął miejsce obok mnie. Jednocześnie patrząc się na mnie już z przerażającym uśmiechem. Chyba ta jego adrenalina jeszcze nie przestała działać. Zwinnym ruchem zawróciłam i obiecałam sobie, że już nigdy tu nie wrócę. Ja naprawdę nienawidzę szpitali, chyba powinno mi się to kojarzyć ze zdrowiem i zwalczaniem bólu, tymczasem kojarzę to z jakąś salą tortur.


-Nie patrz się tak, przerażasz mnie- odezwałam się po dłuższej ciszy milczenia, jednocześnie przewracając oczami.


- Zwyczajnie się cieszę, że po mnie przyjechałaś- poinformował, tym razem patrząc się przed siebie.


-Ciebie też dobrze widzieć- wspomniałam, wyraźnie ukazując swój pełny uśmiech.


Nim się obejrzeliśmy już byliśmy pod domem, a chłopak wyleciał z samochodu jak strzała. Na podwórku nie widniały już samochody Brayna i Mike, przez co zrozumiałam, że się zwyczajnie ulotnili. Podążając jego śladami, znów usłyszałam cisze w naszej kuchni i zdziwionego Aarona.


-Gdzie mama?- zapytał dość zdezorientowany, stojąc jak słup na środku.


-Wiem, że chciałbyś ją zobaczyć, ale to niemożliwe. - odezwałam się, lekko zmieszana.


-Jak to niemożliwe? Stell tylko nie mów mi znowu, że wyjechała do ciotki Sky, ona jest okropna- wspomniał, biorąc w międzyczasie kubek zimnej kawy chcąc się napić, na co pokiwałam głową.


Aaron nie wie o jej ciągłych odwykach, wie tylko o jednym. Tylko i wyłącznie dlatego, że został ją w takim stanie w jakim była. Jest przekonany, że już nigdy nie weźmie w końcu powtarzała to cały czas. Ojciec stwierdził, że Aaron jeszcze nie jest gotowy na takie rozmowy, choć wydaje mi się, że on sam po prostu nie był. Aczkolwiek sądzę, że mojemu młodszemu bratu pękło by przez to serce, jest wpatrzony w nią. Nawet nie chce wiedzieć i myśleć o tym co się stanie jak się dowie, że jego rodzina po prostu przez całe życie go okłamywała. Było postanowione, że dowie się po swoich osiemnastych urodzinach, ale jakoś za każdym razem po prostu jest na to zły moment. I im starsza się robię, coraz bardziej do mnie dociera, że tak naprawdę nigdy tego momentu nie będzie.

Zbiór (Nie) Jasnych MyśliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz