43.

110 6 36
                                    

I chyba te chwile na pozór wcale nie idealne nas najbardziej doświadczają. To one na pozór złe, dają nam najwięcej szczęścia. Czasami mam wrażenie jakby to wszystko było snem, pięknym snem z którego nie chce się wybudzić, nie ma w nim miejsca na strach, stres i nerwy, zwyczajnie jestem szczęśliwa, jakbym co najmniej latała, latała bez skrzydeł. Lecz i nawet te najpiekiekniejsze sny mają swój koniec.

Po chwili oddaliliśmy się od siebie, a chłopak opuścił moje ciało, w jednej chwili zapomniałam jak się stoi na równych nogach, przez co prawie runęłam na podłogę garażu. Zaraz po tym zwróciłam twarz ku ciemnowłosej dziewczynie, była cała przemoknięta. Nawet nie zauważyłam, że się aż tak bardzo rozpadało.

-Co jest? - zapytał bez wyrazu, mrużąc swoje ciemne oczy.

Molly spojrzała na mnie wzrokiem jakby coś sobie w jednej chwili przypomniała, a mnie przez jej dociekliwy wzrok w moją stronę wmurowało w podłogę, nie potrafiłam się ruszyć. Jedynie wpatrywałam się w nią bez wstydu. Gdyby był jakiś tunel pod garażem, który prowadził by prosto do mojego mieszkania, już dawno by mnie tu nie było.

-Rick przyjechał, jak chcesz zdarzyć to radzę ci już jechać- poinformowała, a chłopak skinął głową.

Dziewczyna popatrzyła w moją stronę trochę dłużej przez moment, a ja przypomniałam sobie w jednej chwili słowa Mike, który ewidentnie kazał mi go zatrzymać jak będzie chciał się z nim spotkać, tylko u licha jak mam go zatrzymać. Brayn jest ostatnia osobą której mogłabym wciskać jakieś bajeczki, jednym słowem Brayn to nie Scoot, czasami aż żałuję, wiele rzeczy stałoby się prostszych. Nawet nie mam zielonego pojęcia przed kim mam go zatrzymywać, może gdybym wiedziała bym się lepiej przygotowała.

Kiedy dwójka już wyszła z garażu, zostawiając mnie w nim samą, postanowiłam w szybkim tempie zadzwonić do Mike, który od razu odebrał, jakby czekał właśnie na mój telefon.

-Mike... - przerwał mi, zanim zdołałam cokolwiek powiedzieć.

-Rozczaruje cie, Hemmina u mnie nie ma- odrzekł pewny swych słów.

-Jest u siebie, ze mną. To znaczy już nie ze mną...Eh on jedzie do Ricka- powiedziałam z westchnieniem, po chwili usłyszałam szybkie ruchy.

-Impromizuj, zaraz bede- powiedział w szybkim tempie.

-Niby jak, ja nie umiem... - po raz kolejny przerwał mi.

-Flleman nie wiem udawaj, że zgubiłaś swój mózg, zresztą jesteś kobietą wykorzystaj to -po czym usłyszałam zerwanie połączenia.

Jak dobrze, że nie muszę udawać, że zgubilam mózg. Najpierw go trzeba mieć żeby go w ogóle zgubic. Nie myśląc już za wiele wybiegłam jak poparzona z garażu w stronę tej dwójki, która wchodziła już do auta, widząc to przyspieszyłam tempo, zapominając, że powinnam patrzeć pod nogi.

W jednej chwili potknęłam się o wystająca cegłę na chodniku, tym samym wykrzywiając kostkę i wpadając w trawę pokryta pokrzywami. Nie myśląc za wiele, chciałam się podnieść, ku mojemu zdziwieniu poczułam ból w kostce, a na rękach dyskomfort przez pieczenie, spowodowane pokrzywami.

No brawo Flleman, ty zawsze musisz się zbłaźnić, już ich nawet nie dogonisz.

Po chwili zauważyłam cień nade mną, a zaraz po tym głośny śmiech. Podnosząc głowę wyżej, ujrzałam Brayna, który zginął się ze śmiechu. Czując się jak kupka nieszczęścia zwyczajnie runęłam we wcześniej wspomniane pokrzywy i tak już piecze, gorzej się już chyba nie da.

-No już wstawaj Flemman, przestań sobie żarty robić i tak tam pojadę- poinformował, pewny swoich słów.

Przez co podniosłam się do siadu i spojrzałam na niego z morderczym wzrokiem, a zaraz po tym na swój jeden obcas, który zdążyłam połamać.

Zbiór (Nie) Jasnych MyśliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz