10.

320 20 5
                                    


Obudziłam się myśląc, że jestem u Lilly. Ku mojemu zdziwieniu, byłam w swoim pokoju.
No tak, przecież wczoraj przyjechałam.
Dzisiaj miałabym super dzień z racji, że to ostatni dzień mojego urlopu.
Ale na myśl o dzisiejszym balu skręca mnie w żołądku.

Siedziałam już w kuchni popijając kubek ciepłej kawy, patrząc na krzątającą się mamę po pomieszczeniu.

- I jak było u Lilly i Issaca? Coś ciekawego się wydarzyło? - zapytała mama, przerywając ciszę.

- To co zwykle, nic nadzwyczajnego. Lepiej powiedz co się działo kiedy mnie nie było - powiedziałam z rozbawieniem.

- Aaron tradycyjnie robił naleśniki, przez całą twoją nieobecność zmieniliśmy ponad cztery patelnie. A ja z twoim ojcem odpoczawaliśmy od takiej jednej nieznośnej córki - powiedziała po czym wystawiła język.
Chwila nie minęła a w drzwiach ujrzałam tate, który przyjechał właśnie z pracy.

- Ja mam dłuższy i się nie chwale - odezwał się tata.
A myślałam, że to ja z Aaronem zachowujemy się jak dzieci.

- Kurde. Zapomniałem wstąpić do sklepu po karmę dla psa, a wczoraj właśnie się skończyła - powiedział bardziej do siebie.

- Spoko to za rogiem, mogę zajść. Świeże powietrze powinno mi dobrze zrobić, a jeszcze mam sporo czasu do balu.- powiedziałam zapewniając. A tata kiwnął głową, tym samym zgadzając się.

- Tatoo, a co z tą sprawą Emilly Brook? I ludźmi którzy wybili nam okno? - zapytałam z zaciekawioną miną.

- Ludzie którzy wybili nam okno to ci sami ludzie od Emilly. A ten mężczyzna który do ciebie dzwonił to jej starszy brat. Nie musisz się już tym zamartwiać, pomylili policjanta. Teraz tą sprawą zajmuje się inna komenda -odpowiedział ze spokojem.

Wychodząc nie zapytałam się ojca, jaką karmę zazwyczaj kupuje. Przez co trochę mi zajęło znalezienie, po czym zaczęłam szukać po kolorze opakowania.

W drodze powrotnej szłam po woli ścieżką, rozkoszując się świeżym powietrzem.
Wiatr rozwiewał moje włosy, przy czym poczułam, że nie może być aż tak źle dzisiejszego wieczoru.
Jak będzie nudno to po prostu kulturalnie się pożegnam i wyjdę.
Moje przemyślenia przerwały dźwięki krótkofalówki policjantów którzy powtarzali w kółko jedno zdanie.

(Polecam w tym momencie włączyć media) ✨

- Odbiór. Jest nas za mało żeby wkroczyć. Potrzebujemy ludzi. - mówił, jeden z policjantów.

Po chwili zobaczyłam trzy radiowozy policyjne i ludzi obserwujących całe zaistniałe zamieszanie, a w tym ja trzymająca mocno opakowanie karmy.

-Dzwońcie do Jamesa, musi tu przyjechać potrzebujemy wsparcia na teraz! - powiedział drugi mundurowy.
Jak na zawołanie pojawił się mój ojciec po którego jak widać wcześniej ktoś zadzwonił.
Po chwili, Policjant już tłumaczył mu zaistniałe zajście.

- Brat tej całej Emilly Brook totalnie zbzikował. Napadł na pierwszego lepszego przechodnia, zabierając go do restauracji na przeciwko krzycząc, że jak nie zaczniemy działać w jej sprawie, to w przeciągu jednej godziny go zabije. Musimy się dostać do środka. - wytłumaczył.

- Z tego co słyszałem od waszej przełożonej to w środku jest 12 osób, to zbyt ryzykowne. Przysiądźmy do papierów wszyscy razem teraz, póki mamy na to czas- powiedział pewny swoich słów mój ojciec.

- James na to też nie mamy czasu przypominam ci, że to jest tylko godzina. Nawet jak wpadniemy na trop prawdziwego podejrzanego, to nie będziemy mieli czasu żeby go szukać - powiedział zdesperowany mężczyzna.

Zbiór (Nie) Jasnych MyśliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz