28.

320 18 9
                                    

Przez całą drogę w stronę mojego mieszkania słyszałam opowiadania Aarona i Lilly którzy mieli totalnie ubaw z mężczyzny któremu umarł chomik, a Brayn patrzył z pewnym uznaniem. Na trzeźwo raczej nikt nie chwaliłby się takimi przygodami, ale kto jak lubi. Kierowca w taxi słuchając ich rozmowy momentami patrzył się w lusterko w którym widzi naszą całą czwórkę, w międzyczasie posyłając nam zażenowane spojrzenia, przez całą trasę patrzył się jak na idiotów, no ale kto powiedział, że nimi nie jesteśmy.

Po wyjściu z auta wszyscy skierowaliśmy się do drzwi wejściowych mojego mieszkania, w którym panowała cisza, po chwili dało się usłyszeć wyraźne narzekania mojej mamy.

- Nikt mi w tym domu mi nie pomaga, ja wszystko muszę sama, jakbym sama tu mieszkała, jak zwykle wszystko na mojej głowie. - juz się przyzwyczaiłam do takich standardowych narzekań, przysięgam.

Znam je chyba już na pamięć. Niemalże mogę je wyrecytować w każdym języku mi znanym.

- Mamo - powiedziałam cicho. Na co kobieta odwróciła się w naszą stronę z talerzem, który po chwili wylądował na podłodze, rozlatując się na małe kawałeczki.

- Brayn - no tak. Zapomniałam, że to jej ulubieniec muzyczny. Mogłam przemyśleć przyprowadzenie go do domu kiedy jest mama. Nawet zapomniała zdarzyć o swoich dzieciach które stoją obok niego. Dzięki mamo.

- Dzień dobry, miło poznać - powiedział podchodząc do kobiety, po chwili łapiąc jej rękę w uścisk, przy tym posyłając jej swój szeroki uśmiech.

I jaki dzień dobry, przecież jest wieczór, zresztą od kiedy on taki miły się zrobił.

- Ja tylko przyjechałem... - po czym kobieta przerwała mu, podchodząc do szafki kuchennej.

- Może kawę, Nie? To może sok, Nie? Jeszcze mamy... - po dłuższej chwili nie wytrzymałam tych pytań i przerwałam. Może dla niej to jakaś abstrakcja, ale mogłaby przynajmniej udawać.

- Mamo daj spokój, to tylko człowiek. Jeszcze nie nosi złotego kapelusza jakbyś nie zauważyła - powiedziałam przechodząc obok Brayna, a zaraz za mną roześmiana Lilly.

- No tak, to siadaj gdzie chcesz. Możesz nawet tam gdzie rozlana kawa, mi to nie przeszkadza - mówiła, co chwilę machając ścierką, wyglądało to dość komicznie jakby co najmniej muchy odganiała.

W tym czasie Aaron postanowił wyjąć małą apteczkę, która leżała w szafce kuchennej. Zawsze leżała w łazience, ale od kiedy Aaron zaczął gotować to leży tu, w razie jakby sobie coś zrobił albo przy okazji komuś. Niestety jak puści kuchnie z dymem to już plasterkiem nie zaklei.

- O Boże, synu co ci się stało. - zapytała kobieta, zauważając rozciętą wargę. A zaraz po tym podchodząc bliżej chłopaka.

Brawo mamo, szybka jesteś. Co z tego, że oboje są we krwi, Chociaż Brayn nie wygląda jakby oberwał, coś czuję że jadąc tu doprowadził się do ładu.

- Stell mam nadzieję, że się nie biliście. Jesteście rodzeństwem i.. - no jasne, jak zwykle na mnie. Kiedy my już to przechodziłyśmy, teraz już nie ryzykuje bo wiem, że mocniej oberwe. Dzieciństwo już mamy za sobą, niestety.

- Mamo, błagam cię - przerwałam kobiecie chcąc skończyć tą absurdalną rozmowę.

- Lilly. Ty zawsze jesteś spokojna, ale dzisiaj chodziłaś dziwnie pobudzona - powiedziała mama, badając każdy skrawek ciała brunetki.

- No wie pani - odpowiedziała Lilly wyraźnie oburzona, siadając przy stole.

-To ja - powiedział Brayn. Patrzcie pan wielkie ego raczył się w końcu odezwać, kiedy zdążyła już wszystkich oskarżyć. Szkoda, że jeszcze Aarona nie oskarżyła o pobicie się samego siebie specjalnie.

Zbiór (Nie) Jasnych MyśliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz