Po prośbie Ariana właśnie podążałam ku kącikowi Violett, w którym swoją drogą zrobiła jakąś wystawę kwiatów. Nawet moja mama nie ma tyle kwiatów w domu, a ja myślałam, że więcej się nie da. Byłam w błędzie.
Po chwili stanęłam w miejscu, nie dowierzając własnym oczom. Szczerze mówiąc myślałam, że kobieta sprzątająca trochę koloryzowała z tą kawą, ale jednak stoję tu i widzę ochlapaną kobietę, która stoi i nie wie co ma ze sobą zrobić.
Kiedy Violett we własnej osobie się na niej wyżywa.
Violett jest tak bardzo pogrążona w ubliżaniu starszej pani, że nawet nie zauważyła mnie przyglądającej się całej zaistniałej sytuacji.- Mówiłam tyle razy, żebyś przynosiła ciepłą. Od razu z ekspresu, ale ty oczywiście musiałaś nosek przypudrowac przecież. - powiedziała wkurzona Violett, unosząc ręce ku górze.
- Ale ona była z ekspresu proszę pani, tak jak pani lubi. Od razu przyniosłam - powiedziała pani sprzątająca, wyraźnie przestraszona.
Chciałam być w tamtej chwili zła na przestraszoną kobietę . Bo przecież mówiłam, że ma się tak nie dawać, że każdy jest sobie równy. Tymczasem ona stoi i nie wie co ma ze sobą zrobić. Ale z drugiej strony wiem jak trudno wydostać się z ramion człowieka który nie chce dać za wygraną i robi wszystko żeby tylko pogrążyć drugiego człowieka.
- Violett dość, po prostu dość - powiedziałam bezsilnym głosem, nie wiedząc kiedy, chyba już nie mogłam wytrzymać słuchania tej chorej sytuacji.
- Ooo. Kogo my tu mamy. Kolejną dziwaczke. Nie gadaj, że się przyjaźnicie. - powiedziała kobieta z kpiną wypisaną na twarzy, pokazując palcem na załzawioną panią sprzątającą.
- Jesteś żałosna. Violett, powiedz mi jak to jest kiedy chcesz się dowartościować dręcząc innych co? Myślałam, że zachowanie z piaskownicy już mamy za sobą - powiedziałam podchodząc bliżej.
Kobieta po czasie wybuchła gromkim śmiechem dosłownie w moja twarz.
-Jak to jest czuć się lepszą? Myślisz, że jak spotykasz się z Braynem, synem szefa to możesz robić z siebie obrońcę uciśnionych ? Koniec końców zostawi cię i do mnie przyjdzie, wszyscy to wiemy - powiedziała pewna siebie Violett. Zakładając nogę na nogę, sięgając po te swoje gazetki o modzie.
Co ona się tak jego uczepiła. Ja wiem, że syn szefa, ale co ma piernik do wiatraka? Przeraża mnie trochę jej rozumowanie. I skąd wzięła te spotykanie się, przecież się nie spotykamy. Mam wrażenie, że wie więcej o mnie niż ja sama o moich realcjach, postanowiłam nie wyprowadzać jej z błędu.
- W takim razie, jak umawiam się z wielkim Braynem. Powinnaś raczej rozumieć, że twoje dni tutaj coraz bardziej już są policzone - powiedziałam chcąc odejść, kiedy zatrzymały mnie donośne słowa Violett, które wzbudziły zaciekawienie ludzi wokół.
-Powiedz mi kochana, ile razy już mu dałaś? A raczej, ile kosztowała ta usługa?- zapytała, bardziej sama siebie, przy tym uśmiechając się do swojej gazetki.
Nie myśląc za wiele podeszłam do skromnego kącika kobiety na którym znajdowały się kwiaty, w międzyczasie podchodząc do kobiety uśmiechającej się w najlepsze. Poczym wyjmując z wazonu kwiaty, chlusnęłam z rozmachem wodą z wazonu kobiecie w twarz. Po chwili łamiąc łodygi kwiatów rękami.
- Ochłoń, Violett. - powiedziałam z uśmieszkiem na ustach, wycierając ręce.
Po pewnym czasie usłyszałam śmiechy gapiów oraz pani sprzątającej, która śmiała się chyba najgłośniej.
- W końcu te twoje kolorowe chwasty się do czegoś przydały, możesz być dumna - powiedziałam na odchodne nie uraczając jej żadnym spojrzeniem z mojej strony.
CZYTASZ
Zbiór (Nie) Jasnych Myśli
Romance~ Czarna otchłań była jak machina gniotąca wszystko wokół, rozrywała resztki odłamków uczuć - mimo to, pojawiło się słońce, które poraziło ciemność, nie oczekując nic w zamian ~ * ~ I chodź różnili się jak...