Chyba nigdy jeszcze nie czułam zapadającej się pode mną ziemi. Czułam jakby nogi wrosły mi w twardy piach i nie chciały puścić. A kiedy zdążyłam się wyrwać i zrobiłam krok do przodu, chciałam do niego podbiec, chyba nawet pojechać z nim i trzymać go za rękę, aby jego strach chociaż przez chwilę zmalał, ale tym razem poczułam na brzuchu silne ręce, które uniemożliwiły mi jakikolwiek ruchy. Szarpalam się i wyrywałam przez co straciłam najwięcej czasu, a Aaron był już pewnie na drodze. Tak bardzo próbowałam się uwolnić, ale nie mogłam nie miałam sił, kiedy mój własny brat znikał za drzewami.
- Puść mnie! - niewiele myśląc krzyknęłam przed siebie, w dalszym ciągu wyrywając się.
- Tak mu nie pomożesz! - krzyknął, po czym w końcu puścił moje ciało, a ja poczułam ulgę.
- Gdyby nie ty i twoje zasrane interesy z jakimiś typkami spod ciemniej gwiazdy, nawet by do tego nie doszło! - krzyknęłam, nie przebierając w słowach, na co chłopak jedynie przetarł swoje oczy.
-Jutro masz wolne, rozmawiałem z ojcem i...- zaczął patrząc mi w oczy, a ja nie dowierzałam własnym uszom.
-Przestań robić to za mnie, to moja sprawa czy chce mieć wolne czy nie. Następnym razem się nie wtrącaj!- wykrzyczałam w jego stronę, bez jakichkolwiek uczuć.
Wszystkie sytuację z dzisiejszego dnia, po prostu we mnie wybuchły. Nie mogłam tego wyciszyć, nie mogłam zagłuszyć, jedynie mogłam wyrzucić z siebie to wszystko co się stało i co się stać nie powinno. I już nawet nie wiem czyja to wina i kogo powinnam obwiniać. Może Hemmina, w końcu to on miał z nimi interesy, w sumie to nawet nie miał, ale stało się. Może Lilly, w końcu to ona wymyśliła ten cały pechowy wyjazd. A może i nawet siebie samą, w końcu jest moim młodszym bratem, mogłam mu po prostu zabronić jechać. Chociaż zwyczajnie można to uznać za wypadek na, który tak naprawdę nikt nie miał wpływu, choć ani trochę mnie nie uspokaja ta myśl.
- Przykro mi, wiem jak ... - wyszeptał wyraźnie zmieszany, nie pozwoliłam mu dokończyć, w tej chwili nie miałam ochoty słuchać jego żadnych tłumaczeń.
Jego tłumaczenia i wszystko inne straciło sens. Zresztą jego odpowiedzi i wszystko inne związane z nim jest bez sensu i bez znaczenia. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam ponownie płakać, dlaczego muszę płakać w najmniej odpowiednich momentach?! Dlaczego nie jest tak jak kiedyś, kiedy nie wiedziałam co to łzy, kiedy widziałam życie tylko w kolorowych barwach. Żyłam chyba nawet w bańce mydlanej, nie znając zła. Teraz mam wrażenie, że te całe zło tego świata mnie wessie i nawet nie dostanę liny, która mogłaby mi pomóc się wydostać.
- Gówno wiesz, to nie tobie brat umierał na twoich własnych oczach! - wysyczałam przez zaciśnięte zęby, jednocześnie popychając chłopaka swoim wskazującym palcem, na co chłopak wyraźnie zamrugał kilkukrotnie.
- Umierał, umierał do cholery na siedzeniu obok mnie i wiesz co? Umarł, ale ja przynajmniej nikogo za to nie obwiniam! - wykrzyczał w moją stronę, patrząc w moje załzawione oczy.
- Ale co ty możesz wiedzieć, w końcu tylko ty straciłaś najbliższą ci osobę - wysyczał wyraźnie z jadem w głosie, po czym zaczął odchodzić.
Nie straciłam. On nie odejdzie, nie zostawi mnie samej. Mimo, że to egoistyczne z mojej strony. Jest dla mnie bliższy niż sami rodzice, jest częścią mnie, zawsze byliśmy nierozłączni, nie wyobrażam sobie jakby miało go teraz zabraknąć. Nawet nie wiem kiedy ruszyłam przed siebie, idąc w ciemny las, jednocześnie zostawiając za sobą moją kolejną cząstkę siebie, którą straciłam w budynku, w którym myślałam, że zginę. Ale pojawił się Aaron, pojawił się w drzwiach tak bardzo nieoczekiwanie, pokazując mi tym samym jak bardzo ważna jestem dla niego. Nigdy nie pomyślałabym, że będę mijać drzewa w lesie po ciemku, kiedyś wydawało mi się to straszne, teraz jest inaczej. Mimo, że się potykam to nadal idę, nie cofam się, lecz idę przed siebie.
CZYTASZ
Zbiór (Nie) Jasnych Myśli
Romance~ Czarna otchłań była jak machina gniotąca wszystko wokół, rozrywała resztki odłamków uczuć - mimo to, pojawiło się słońce, które poraziło ciemność, nie oczekując nic w zamian ~ * ~ I chodź różnili się jak...