45.

116 6 34
                                    

Obudziłam się przez wschodzące słońce, które wpadło idealnie do mojego małego pokoju, moją uwagę przykuł przepiękny obraz mój i Brayna, który narysowała jego mama. Nie myśląc za wiele podeszłam do niego, spoglądając z zachwytem. Patrząc w swoje okno zauważyłam twarz przerażająca jak noc, okno się samo uchyliło, a nie proszony gość zwyczajnie wszedł ze swoimi brudnymi buciorami do mojego pokoju, spoglądając zaraz po tym razem ze mną na obraz z wyraźna kpiną. Nie minęła chwila kiedy podszedł do obrazu i go zwyczajnie zdeptał i rozszarpał, nie mogłam krzyczeć, zabrakło mi głosu w gardle, czuje jakbym się dusiła, jakbym gdzieś utknęła. Ciemna postać zaczęła do mnie podchodzić wolnym krokiem, a ja z każdym kolejnym krokiem pragnęłam wydostać że swoich ust jakikolwiek głos, lecz na marne. Moje plecy gorące i spocone od stresu dotknęły ściany, a ja znalazłam się w potrzasku. Patrząc na twarz osobnika przede mną, zamknęłam oczy chcąc nie widzieć tej okrutnej i zawistnej kompletnie twarzy. Choć to nic nie dało, dotknął moje poliki swoimi zimnymi palcami i wyraźnie je ścisnął.

-Mam nadzieję, że nie masz pożegnalnego listu, inaczej się pogniewamy- warknął, przez co rozszerzyłam oczy, chcąc odpowiedzieć, lecz nadal nie mogąc wydostać swojego głosu, jedynie pokręciłam głową. 

-Wspaniale- po czym pokazał mi swój zakrwawiony nóż i spojrzał mi w oczy, a zaraz po tym zerkając na mój brzuch. 

Nie myśląc za wiele, zwróciłam swój wzrok w te samo miejsce gdzie pan Andersen spoglądał. Miałam dziurę w brzuchu, wykrwawiałam się. Nie mogłam nic zrobić, krew spadała o czyste i jasne panele, robiąc czerwone plamy. Zacisnęłam ręką miejsce, aby zatamować krwawiące miejsce. Spojrzałam na jego twarz, obraz się zamazywał, a jego ręka wykonała ruch gdzie celował nożem prosto w moje serce. 

Otworzyłam oczy krzycząc głośno, widząc nad sobą mojego brata, który trzymał wodę ze szklanka, z przerażoną miną. Wyminęłam go i spojrzałam na obraz, tak znajomy jak ciemne oczy pełne pustki, po czym spoglądając za okno i krzaki w pewnym pośpiechu.

To tylko głupi koszmar.

Nie myśląc za wiele odetchnęłam głośno, patrząc na swojego zdezorientowanego brata. 

-Stell strasznie krzyczałaś, co ci się śniło? - zapytał zmartwiony odkładając wodę na szafkę nocną. 

Położyłam ręce na czoło, odgarniając swoje włosy do tyłu. Chodząc jednocześnie po pokoju w kółko. 

To się musi skończyć. 

-Rekin, Rekin gdzie jest Rekin? Wrócił wczoraj do domu? - zapytałam wybierając poszczególne ubrania z szafki, pomijając jego pytanie. 

Nie chciałam mu się żalić, nie miałam ochoty o tym rozmawiać. To tylko głupi koszmar, który nie może się już powtórzyć i nie powtórzy. Andersen jak będzie chciał mnie znaleźć, znajdzie wcześniej czy później. Teraz ważniejszy jest dla mnie Rekin, wczoraj kompletnie o nim zapomniałam. Uciekł, a nawet nie zainteresowałam się czy wrócił bezpiecznie do domu. 

Weszłam szybko do swojej skromnej łazienki, robiąc szybkiego koka ze swoich włosów. Ściągając piżamie, składającą się ze zwykłej bluzki Aarona. Nie myśląc za wiele założyłam szare dresy, czarną bluzkę na ramiączkach i szarą za dużą bluzę Scoota. Swoją drogą nie wiem jak znalazła się w mojej szafie, ale jest strasznie ciepła i wygodna, dlatego nie mam w planach nawet wspominać mu, że ją mam. 

Wychodząc z łazienki i wchodząc do swojego pokoju, nie zastałam już w nim swojego młodszego brata, sięgnęłam po swój naładowany już telefon i wyszłam pełna energii z pokoju, schodząc od razu po schodach. 

-Gdzie tak biegniesz córko, naleśniki zrobiłem-wyjaśnij tata, wyraźnie zaciekawiony moim pośpiechem. 

-Wrócił Rekin? - zapytałam przejęta, zaciagając się przepięknym zapachem świeżych naleśników.

Zbiór (Nie) Jasnych MyśliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz