6.

414 24 5
                                    

Właśnie pisałam z Lilly.
Tłumaczyła mi, że muszę być na urodzinach jej chłopaka Isaaca, który wyprawia je właśnie w sobotę, ale przecież nie mogę teraz w środku tygodnia brać urlopu.
Szybciej Hemmin mnie zwolni niż wezmę urlop.

Dzwoniący telefon wyrawał mnie z natłoku myśli, na wyświetlaczu zauważyłam, że dzwoni Violett. Jest już późno, co ona może chcieć o tej porze. Nie myśląc za wiele z odruchu odebrałam. Mimo, że nie lubię rozmawiać przez telefon.
W tle usłyszałam stukot szpilek, czyli skądś szła albo gdzieś.

- No hejka Stella. Szef kazał mi tobie przekazać, że jutro masz wolne. Jest jakieś zebranie podajże i połowa firmy dostała wolne.-  powiedziała od niechcenia.

- Dzięki, że pomyślałaś żeby mnie poinformować. - powiedziałam szczerze.

- Tak szczerze to nie chciałam tego robić, planowałam Ci nie powiedzieć. Byłam gotowa zobaczyć jak stoisz na parkingu ze zbolałą miną, że wstałaś tak wcześnie na marne. Niestety żeby to zobaczyć też musiałabym wcześniej wstać-  powiedziała zawiedziona kobieta. Mówiłam już, że jej nie lubię? Jak nie, to właśnie to oznajmiam.

-Ale bardziej dzwonię po to żeby powiedzieć ci tylko, że na balu będzie...-dodała po chwili.

Zdążyłam jej przerwać, nim zdążyła zacząć plotkować.
Z jednej strony byłam ciekawa co chciała mi powiedzieć, a z drugiej jakbym weszła z nią w dyskusje, to rozwinęłaby sie na tyle, że zaczęłaby mówić o facetach, kończąc na tym, że jej kuzynce 10 maja zdechł kot, ze szczegółami z pogrzebu.

- Violett, a ty wiesz może czy w najbliższym czasie szykują się jakieś spore projekty? - zmieniłam temat, będąc wyraźnie zaciekawiona.
Na co blondynka westchnęła.
Na pewno to wie.

- Z tego co wiem to nie, a co? Planujesz zachorować żeby nie iść na bal?- zaśmiałam się, przypominając sobie, że faktycznie tak kiedyś zrobiłam.

-Nie, akurat nie tym razem. -
Po czym pożegnałyśmy się, a ja wyłączyłam budzik.
W końcu nie będę chciała wyrzucić go przez okno.

                              ***
O 3 obudził mnie huk tłuczącego się szkła z dołu.
Myślałam już, że Aaron zgłupiał na dobre i zbił lustro bojąc się własnego  odbicia, po tych swoich przygodach na schodach.

Już chciałam zasypiać ponownie, ale usłyszałam krzyki mojego ojca z dołu i biegu Aarona po schodach.

Czyli to na pewno nie tym razem on.
Wyszłam z łóżka potykając się o własne nogi, zeszłam ze schodów. Po czym zorientowałam się, że ktoś wybił nam okno w kuchni.

- Co za gówniarze. Żeby rzucać kamieniami w czyjeś okno, to naprawdę trzeba mieć tupet. - krzyknął wkurzony ojciec.

Nie minęła chwila. A po tych słowach ponownie ktoś rzucił kamieniem, wycelowanym w ojca.
Na szczęście kamień trafił w doniczkę, która rozbiła się w drobny mak. Robiąc przy tym nie mały hałas.

Cała trójka padła na podłogę, kiedy ojciec stał nie wzroszony i dzwonił po swojego partnera, z którym jeździł na służbie. A z racji tego, że ojciec ma urlop, jego partner jeździ z kimś innym.

Nikogo nie było widać, zważywszy na to, że było ciemno.
Zauważyć można było tylko za kapturzone postacie i to że było ich pięciu.

W międzyczasie, kiedy ojciec się rozłączył. Zdążył odezwać się w ich kierunku.

- Mam nadzieję, że spotkamy się na przesłu...- nie zdążył dokończyć, kiedy szybkim ruchem odskoczył od wpadającej petardy do pomieszczenia.

Zbiór (Nie) Jasnych MyśliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz