Tego dnia Issaca nie było w domu, niestety dni wolne w pracy mu się skończyły.
Tymczasem siedziałam z Lilly, która miała położony lód na stopie. Jeszcze nie przestało boleć, ale siniak znika.
Oglądałyśmy jakiś nudny film, w między czasie zajadając się lodami.
Po czym, dziewczyna przerwała ciszę.- A co z tym twoim balem firmowym, o którym pisałaś mi? - spytała zaciekawiona.
Szczerze mówiąc zapomniałam na śmierć. Starałam się ukryć swój wyraz twarzy, lecz na marne.
- Stell. Tylko nie mów mi, że znowu będziesz udawać chorobę - powiedziała bezradnie.
-Nie pytaj się o takie rzeczy, przecież znasz odpowiedź - po czym wróciłam do oglądania filmu.
- Tym razem pójdziesz tam, chociażbym miała cię tam siłą wciągnąć. Kobieto nie ma mowy żebyś po raz kolejny omijała takie uroczystości.- powiedziała tonem nie przyjmującym sprzeciwu.
- Ale, Lilly. Ja nawet nie mam sukienki, a już jest za póź... - dziewczyna szybko przerwała mi.
-Żadne, ale Lilly. Ubieraj się. -
Spojrzałam jak na wariatkę.
Po co mam się ubierać, jak i tak siedzimy w domu.- Że co?! - na co brunetka parsknęła śmiechem.
- No ubieraj się, bo nam sklepy zamkną. A chyba w spodenkach iść tam nie chcesz -
Opadłam bezsilna na kanapę słysząc jej wyraźnie zirytowany głos.***
Przymierzyłam już chyba z 20 sukni mam dość. Dziewczynie żadna się jeszcze nie spodobała. Za to mi żadna, pod względem tego, że są długie.
Weź w tym człowieku chódź, przecież to zabić się idzie.
Z moim szczęściem zaliczę glebę przy samym wejściu.Właśnie wychodzę z przymierzalni, pokazuje się dziewczynie. Na co kręci głową na nie i wraca do pisania z Issac'em.
- Stella tu nie ma żadnych ładnych, chodźmy do innego sklepu. -
Jak powiedziała, tak zrobiłam.Już nawet nie wiem w ilu sklepach byłyśmy. Przestałam liczyć kiedy trafił się siódmy sklep.
Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, dziewczyna zaczęła piszczeć i ciągnąć mnie pod wystawę sklepową.
Gdybym miała w tej chwili klapki, już dawno bym je pogubiła.
A jak leżałyśmy w domu na kanapie, stopa ją podobno bolała, tymczasem galopuje niczym gazela.- Patrz ta jest idealna- spojrzałam na czerwoną suknie.
Miała jedno wycięcie przy nodze, w niektórych miejscach była przyozdobiona srebrnymi dodatkami, górna część sukni była przylegająca do ciała natomiast dolna część, była lekko rozkloszowana. Musiałam przyznać rację Lilly, naprawdę była prześliczna.-Mam nadzieję, że tobie też się podoba tak samo jak mi. - powiedziała podekscytowana.
Pod wieczór brązowo włosa pomagała mi się pakować, niestety jutro muszę już wracać. Nawet nie wiem kiedy ten czas tak szybko zleciał.
Znowu będziemy odzielone, muszę pomyśleć nad przeprowadzką bliżej nich.
Bo tak jeżdżąc, witać się , żegnać i na końcu tęsknić, na dłuższą metę jest to męczące.- Szczerze? Nie mogę napatrzeć się na tą suknie, będziesz musiała mi ją pożyczyć kiedyś normalnie kobieto. - powiedziała dziewczyna.
-Mhm, nadal nie wiem czy to dobre rozwiązanie, ja będę się tam tylko męczyć. Nawet nie będę miała z kim rozmawiać.- powiedziałam, na co dziewczyna wywróciła oczami.
- Kupiłaś suknie, nie ma już odwrotu. - powiedziała pewnie, prosto w moje oczy, ukazując po chwili swój najszczerszy uśmiech pod słońcem.
- Aaa zresztą, czy ty mi czasem nie pisałaś o jakimś Breyu, czy jak on tam ma. Swoją drogą zestalkowałam go ostatnio i powiem ci, że dość przystojny gość. - stwierdziła, upychając resztę ciuchów do walizki.
-Brayn, dawno go już nie widziałam. Wygląda na faceta przy którym ustawia się sznur kobiet, nie sądzę żeby mnie w jakikolwiek sposób zapamiętał - powiedziałam. W międzyczacie siadając na walizce, żeby ją dopiąć.
- Dziewczyno. Zlałaś go totalnie, po czym i tak chciał cie podwieźć. Jestem pewna, że nie zapomniał i daj ten suwak sama zapnę, ty nie umiesz jak zwykle. - po czym zapieła walizkę bez problemowo.
Nie minęła chwilą, a ktoś zapukał do drzwi, nie czekając na "proszę".Issac stał naprzeciwko nas. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale przez dłuższą chwilę stał i się wpatrywał.
-Dobra. Właśnie miałem dziwną sytuacje. Nasz sąsiad mnie zaczepił, gadając jak jakiś potłuczony, że w dzień imprezy jakaś dziewczyna wyskoczyła z naszego okna na jego ogródek, rozmawiając z jakimś facetem który zostawił u niego nie dopalone fajki. Jak on ma jakieś omamy. Przecież całą imprezę byłyście w mieszkaniu. No chyba, że włamała się tu jeszcze jakaś dziewczyna. - chłopak opowiedział, po czym razem z Lilly zaczęli się śmiać. Niedługo potem ogarniając, że się nie śmieje.
- A tobie co Stell. Przestraszyłaś się, że ktoś się włamał? - powiedział rozbawiony chłopak.
Uznałam, że lepiej będzie jak powiem prawdę, niż żeby myśleli o jakieś włamywaczce. Jeszcze zamki zmienialiby, niepotrzebnie.- To byłam ja. - powiedziałam, patrząc na zapięta już walizkę.
Na co oboje się wpatrywali zdezorientowani.- Jak to? Co.. Jak? Byłaś przecież w środku cały czas - powiedział przekonany.
- Nie była cały czas, wyszła do łazienki w której zamek był zepsuty, po czym już jej długi czas nie widziałam. A chciałam wymienić na nowy. To nie, bo po co. - odpowiedziała chłopakowi, przypominając sobie.
- Chcesz mi powiedzieć, że wcisłaś się w te małe okienko? - powiedział w moim kierunku. Po chwili wracając do nabijania się.
- Następnym razem jak do nas wpadniesz, to już na pewno będziesz miała wymieniony zamek i siedź tam do woli . - dodał wyraźnie rozbawiony.
- Nie wierzę. Jak to możliwe, że jednej nocy wyleciało z mieszkania dwóch ludzi - odezwała się dziewczyna nie dowierzając.
Właśnie stałam przed ich mieszkaniem, żegnając się z nimi i pomyśleć że, niedawno jeszcze byliśmy w zoo, śmiejąc się z Lily która leżała poskładana na ziemi.-Nie będę tęsknił. Zabierasz mi moją dziewczynę, kiedy przyjeżdżasz. - powiedział wyraźnie rozbawiony chłopak. Na co Lilly dźgnęła go w ramię.
- Mam rozumieć, że teraz przyjedziesz kiedy kot którego nie mam mi zdechnie? - zaśmiała się, na co przytaknęłam.
Wsiadłam do swojego auta, machając.
Po czym, odjechałam.
W drodze myślałam, co z człowiekiem który groził naszej rodzinie.
Jak rozmawiałam z rodzicami, ani razu o nim nie wspomnieli.
A mężczyzna, już więcej do mnie nie dzwonił.***
Leżałam już w swoim łóżku. Po woli zasypiając, kiedy rozległo się pukanie w moim pokoju.- Mogę wejść? - zapytała mama.
Po czym pokiwałam głową na znak, że może wejść.-Z racji tego, że jutro masz swój pierwszy bal. Nie ważne już jaki, nigdy nie chciałaś chodzić na jakiekolwiek - zaśmiała się kobieta.
- Ale chciałam żebyś w ten dzień to miała. - po czym wyjmując z małego białego pudełeczka bransoletkę. Bransoletka była złota, pięknie przyozdobiona czerwonymi, malutkimi brylantami.
- Ta bransoletka jest przekazywana z pokolenia na pokolenie przed dniem pierwszego balu. Od prababci po twoją babcie i mnie. Teraz należy do ciebie. - powiedziała z uśmiechem na ustach, podając mi bransoletkę.
-Dziękuję mamo, naprawdę jest prześliczna, na pewno ją jutro założę - powiedziałam z zachwytem.
- Dobra, a teraz pokazuj tą suknie. Odkąd przyjechałaś nawet się nie pochwaliłaś. - powiedziała podekscytowana kobieta, szukając jej wzrokiem.
CZYTASZ
Zbiór (Nie) Jasnych Myśli
Romance~ Czarna otchłań była jak machina gniotąca wszystko wokół, rozrywała resztki odłamków uczuć - mimo to, pojawiło się słońce, które poraziło ciemność, nie oczekując nic w zamian ~ * ~ I chodź różnili się jak...