Nigdy nie sądziłam, że będę podążać ku ciemności sama, na dodatek obok lasu. Zawsze lubiłam ciemność, mogłam się w niej zatracić, zniknąć. Ciemność w lesie jest zdecydowanie inna niż ciemność w mieście, ciemność w tym miejscu naprawdę daje ogromne pole do popisu wyobraźni. Ciemność stała się moim przyjacielem, polubiłam noc, choć zawsze mnie przerażała i nadal przeraża. Zawsze roznosiło mnie kompletne światło dnia, promyki obezwladniały mnie swoimi rękami szczęścia, tęcza była najlepszą zakończoną częścią dnia, ale to minęło, przepadło jak te każde nie spełnione miłości z podmuchem wiatru. Teraz wiem, że to ciemność ukształtowała moją osobowość.
Podchodząc do ciemnej postaci naprzeciwko mnie, coraz bardziej w mojej głowie rodził się pomysł, żebym wbiegła do lasu i uciekała jak najdalej, chociaż to byłby najgorszy pomysł, ale zaraz po tym zorientowałam się, że to tylko Brayn albo, aż Brayn.
- Guza szukasz? Nie wiesz, że nie powinno się chodzić samemu przy lesie? Nie jesteśmy tu sami - odezwał się z wyraźnym uśmiechem na twarzy, podchodząc bliżej mnie.
- Powinnam zapytać się ciebie o to samo - skwitowałam w stronę bruneta, na co chłopak cicho się tylko zaśmiał, idąc już blisko mnie.
- Otóż nie. Jestem facetem, poradziłbym sobie, ty niekoniecznie - odrzekł, a ostatnie słowo niemalże zaakcentował.
- Wyobraź sobie, że też bym sobie poradziła - odparłam z wyraźnym oburzeniem, jednocześnie patrząc się w kierunku lasu.
Gdzie ona się podziała, jak już będzie w namiocie kiedy wrócę mam nadzieję, że szybko się nie pozbiera po moich zażaleniach. To ja jestem nie rozsądna to ona powinna mnie pilnować, a tu widocznie się coś pomieszało. Z drugą wersja siebie nie dam rady, ledwo co ze sobą wytrzymuje.
- Błagam. Tylko nie mów mi, że zgubiłaś coś tam - powiedział, robiąc zbolałą minę w moją stronę, jednocześnie przyglądając się moim spojrzeniom w stronę lasu.
- Raczej kogo. Lilly gdzieś zabłądziła, miała być w namiocie - odpowiedziałam zestresowana, zwalniając kroki.
Może i mi się wydawało, ale słyszałam coś w krzakach. Chociaż bardzo możliwe, że moja wyobraźnia robi sobie ze mnie nie małe żarty.
-Słyszałaś to? - zapytał się spokojnym głosem, oddalając mnie swoją ręką w stronę wody.
Ja wiem, że to Brayn, ale przegina. Kto normalny straszy człowieka będąc przy lesie?! Ja nawet bym na to nie wpadła.
Nie dość, że moja wyobraźnia sobie kpi ze mnie to i sam Brayn sobie pozwala. Te żarty mi się ani trochę nie podobają.-Przestań robić sobie ze mnie żarty, obiecuje ci, że jak wrócimy to... - po chwili zamilkłam, słysząc głośniejszy szelest, będący już bliżej nas.
Niemalże każda moja kończyna nie potrafiła się ruszyć, zamiast uciekać staliśmy w bez ruchu. Kto tak robi?! W horrorach tak zawsze było i nie kończyło się to za dobrze. Chociaż może jest jeszcze jakaś nadzieja dla nas, zawsze blondynka umierała pierwsza.
- Stój tu, ja pójdę sprawdzić - odezwał ściszonym głosem, jeszcze bardziej oddalając mnie w stronę jeziora. Po jego słowach spojrzałam w stronę chłopaka jak na debila.
Znalazł się alvaro od siedmiu boleści. Jak ktoś ma umrzeć, to w takim razie ja chce pierwsza.
- Zwariowałeś?! Umrzesz jako pierwszy, jeszcze będę musiała na to patrzeć! - wycedziłam pół wrzaskiem, łapiąc go w międzyczasie mocno za rękę.
Po chwili słysząc głośniejszy szelest, byłam już gotowa uciekać, po czym zauważyłam wyłaniającą się ciemną postać z krzaków, nie wiele myśląc zaczęłam szarpać za rękę chłopaka. Kiedy zauważyłam, że stoi w bezruchu puściłam jego rękę i wbiegłam bezmyślnie do ziemnej wody, robiąc przy tym nie mały wrzask wydostający się z moich ust.
Nie minęła chwila kiedy usłyszałam ciszę i patrzący na nas wzrok, a później gromki śmiech Lilly, która zginała się ze śmiechu.
CZYTASZ
Zbiór (Nie) Jasnych Myśli
Romance~ Czarna otchłań była jak machina gniotąca wszystko wokół, rozrywała resztki odłamków uczuć - mimo to, pojawiło się słońce, które poraziło ciemność, nie oczekując nic w zamian ~ * ~ I chodź różnili się jak...