Rozdział XLVII | Bądź ze mną na zawsze

1.3K 133 29
                                    

Praktycznie każdy coś chciał od Erisa. Każdy pragnął go poznać i jak najwięcej się o nim dowiedzieć. Chłopak nie miał chwili wytchnienia, chociaż Vamoi mocno się starał trzymać rodzinę na dystans i by nie była taka natarczywa wobec nowej Omegi.

Eris musiał oczywiście poznać wszystkich, co było nie lada wyzwaniem, by już za pierwszym razem spamiętać każde z imion. Najdłużej chyba przesiedział u Isabelli, co jego Alfa uważał za i tak krótko. Twierdził, że jego kuzynka potrafi gadać bez przerwy i męczyć ludzi całymi dniami. Oczywiście Erisowi to nie przeszkadzało, bo miło spędził czas w jej towarzystwie i z jej rocznymi maluchami. Pierwsze co pomyślał to, że ich dziecko będzie miało kogoś w podobnym wieku. Czasami łapał się na tym, że zaczął postrzegać świat przez pryzmat ciąży i zauważać rzeczy, na które normalnie nie zwracałby uwagi. Angażował się w tę ciąże bardziej niż przypuszczał.

Chwilę wytchnienia Omega znalazł, gdy Vamoi znów poszedł na badania kontrolne do swojej ciotki Funii. Miała mu nałożyć kolejne maści i zawinąć nogę w specjalne opatrunki z włókien liści chłodzących. Wtedy Eris siedział na pniu w centrum wioski i przyglądał się okolicy. Z daleka widział Elizabeth, która rozmawiała z Monic i Roilem. Młoda Alfa Mey bawiła się obok nich z Tommym - trzyletnim synem Monic. Dzieci to takie żywe istoty, które do późnych godzin mają mnóstwo energii. Po drugiej stronie osady zauważył Alexa grającego na czymś, co miało przypominać gitarę, ale było nieco inaczej skonstruowane. Słuchała go Clara i jej matka Tave. Nie szło mu najgorzej, na pewno można było usiedzieć przy nim i nie martwić się o krwawiące uszy.

Nikogo więcej nie było na zewnątrz. Reszta siedziała już w swoich domach i przygotowywała się do snu, ponieważ zapadał zmrok w przyspieszonym tempie. Wiedział tylko, że Isabella usypiała maluchy, Rex już dawno poszedł spać, bo jego stare kości wymagały odpoczynku. Annya prowadziła zażyłą konwersacje z Collenem, a Patrick i Leon urządzali się w nowych czterech ścianach. Dla dwójki braci Nero było to chyba najtrudniejsze. Zaaklimatyzować się w stadzie pełnym obcych.

Rudzielec przymknął oczy i wsłuchiwał się w naturę, oraz odległe brzdęki instrumentu. Wdychał głęboko powietrze i czuł w nozdrzach mróz. Temperatura znowu spadała na noc. Zadrżał na samą myśl, ale na szczęście miał na sobie ciepłe ubranie, które podarował mu Rechille - Omega w tym samym wieku, który jedynie ma leciutko węższe biodra od Erisa, na szczęście nie było to żadnym problemem.

Ciszę przerwał trzask gałęzi i czyjeś kroki będące coraz bliżej. Były powolne i swobodne. Eris nie martwił się, więc wyprostował się na pniu i zgrabnie odwrócił w stronę dźwięku.

Ujrzał przed sobą starszego mężczyznę o niebieskich oczach i mocnym zaroście. Jego wzrok przez chwilę wydawał się Erisowi zaskoczony, ale zaraz potem się zmienił i pozostał tylko ten... dziwny. Właśnie tak określiłby wzrok, jakim obdarowywał go nieznajomy Alfa. Nie widział go tutaj wcześniej, więc zaczął się zastanawiać kim jest.

Mężczyzna usiadł się obok niego i uśmiechnął lekko podając dłoń. Rudzielec ujął ją z nutką zawahania, miał jednak nadzieje, że nie było to zauważalne.

— Nazywam się Balc. Miło mi poznać Omegę Vamoia. Wybacz, że dopiero teraz. Od rana byłem na polowaniu.

— Nie to... nie szkodzi — uśmiechnął się uroczo. Ton z jakim ten Alfa mówił do niego był spokojny i przyjemny, jednak spojrzenie wciąż budziło wiele pytań.

— Jesteś z Raan, tak? — zapytał, a Eris przez chwilę zastanawiał się skąd Alfa może to wiedzieć. Zaraz potem przypomniał sobie, że przecież byli oni na jakiejś misji zwiadowczej w Raan, więc gdzie niby indziej mogliby się spotkać.

✔️ The Land of Our Dreams | The Land #1 (korekta - 11/72)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz