Darien zakopał Liliy na uboczu bez zbędnych gapiów. Kobieta – opiekunka - stała w ciszy i chyba odmawiała modlitwę. Nie była ona skierowana do Księżyca, bo jej wiara była słaba, ale czuła, że za tę młodą dziewczynę powinna poprosić Bogów o łaskę.
Alfa układając ją w rowie, dostrzegł, że tak naprawdę na szyi rudowłosa miała dwie dziury. Pierwsza była bardziej po lewej stronie, a druga kilka centymetrów w prawo. To z tej prawej wyciągał przedmiot. Pewnie dźgnęła się i wyjęła od razu, by szybko się wykrwawiła. Musiała nie trafić w centralną tętnicę i dusiła się. To musiało spowodować, że wbiła w siebie badyl po raz drugi. Poczłapała ledwo do kamienia, zakrwawiając lód wokół. Chciała przyspieszyć swoją śmierć, ale na niewiele się to zdało. Traciła siły, nie potrafiła wyciągnąć z drugiej dziury patyka. Uleciało z niej życie z bronią wetkniętą w jej krtań.
Darien zastanawiał się, o czym myślała, gdy czuła już oddech śmierci. Czy zaczęła się tego bać, a może czuła powiew ulgi? Czy w ostatniej chwili chciała zmienić zdanie, zacząć krzyczeć i wołać o pomoc? Czy żałowała, że wybrała śmierć? Czy może żałowała, że zrobiła to tak późno?
Alfa głowił się nad tym przez okres czasu, gdy Beta klęczała przy kopcu. Nie płakała, nie wyglądała na roztrzęsioną i załamaną. Było jej jedynie przykro, że taka śliczna dziewczyna odebrała sobie życie, a ona nie miała okazji z nią porozmawiać ten ostatni raz. Szczerze, nie pamiętała, kiedy był ten ostatni raz. Liliy często nie było, ona nie wiedziała, co w tym czasie robiła. Domyślała się, ale nie leżało to w jej interesie. Jednak Omega nie otwierała się przed nią. Nie rozmawiały, nie znały się.
Chyba poczuła rodzaj pustki, gdy zdała sobie z tego sprawę. Mogła zrobić to inaczej, mogła być inna. Mogła naprawdę stać się jej rodziną, ale wtedy nie widziała problemu. Nigdy dziewczyna nie dawała jej znaków, że dzieje się coś strasznego. Była przekonana, że czuje się zaszczycona, zapraszana do łoża przywódcy, a potem... Beta nie miała pojęcia, że korzystają z jej słabości inni. Alfy, które dołączyły do stada.
Tak naprawdę te nowe wilkołaki nie dbały o idee Dariena. Oni nie wiedzieli za wiele o Warsach, nie obchodziła ich zemsta, nie dbali o to, że Darien ma w sobie czysty gen prawdziwych wilków. Oni jedynie chcieli rozlać krew, walczyć - nawet jeżeli nie mieli pojęcia o co. Były to proste młotki, którymi łatwo sterować. Darien miał armię, która nie zadawała pytań, nie protestowała. On wydawał rozkaz, po czym zaraz był wykonywany. Liczyło się tylko to, by to przywódca był zadowolony. On znał swoje zamiary, a cała reszta się tym nie interesowała. Wiedziała tylko, że będą silnym stadem, będą mieć wiele terenów, będą mogli się rozbudowywać. Nic więcej ich nie obchodziło.
Wieczorem tego samego dnia zwiadowca dotarł do obozu. Przekazał Darienowi informacje, które chciał usłyszeć. Wszystko szło z godnie z planem i bardzo mu się to podobało. Nakazując Becie odpoczynek w swoim legowisku, poszedł do swojego stada i tym, którzy będą czynnie brać udział w ataku, oznajmić, że jutro z rana jest wymarsz. Spokojnym tempem trafią tam za dwa, może trzy dni, jeżeli będą chcieli jeden dzień poświęcić na przygotowania już bliżej watahy.
Damskie Bety i Omegi również będą szły. Nie mogą zostać w obozie same. Nie będą oczywiście brały udziału w ataku, nawet nie ruszą się do miejsca Warsów. Zostaną w prowizorycznym obozie niedaleko ich terenu. Poczekają, aż będzie po wszystkim i dopiero wtedy dołączą do pozostałych, osiedlając się w ich chatach.
Omegi są na wagę złota, a stado Dariena nie ma ich wiele. Damskich Bet też jest znikoma ilość, a damska Alfa jest tylko jedna. To nie wróży dobrze dla rozwoju jego watahy. Kto będzie rodził przyszłe wilkołaki, jak więcej samic postanowi zakończyć swój żywot w podobny sposób co Liliy?
CZYTASZ
✔️ The Land of Our Dreams | The Land #1 (korekta - 11/72)
Werewolf[ Kraina Naszych Snów ] W KRAINIE, GDZIE TRZEBA WALCZYĆ O MIŁOŚĆ... Eris od zawsze marzył o miłości - prawdziwej, wolnej, wybranej z serca. Pragnął spotkać swoje przeznaczenie, choć wiedział, że w świecie, w którym żyje, to niemal niemożliwe marzeni...