Rozdział L | Wypuścić kilka łez słabości i jednocześnie radości

1.1K 132 34
                                    

Ucztowanie rozpoczęło się jak zawsze od pieśni. Znali ją jedynie członkowie watahy, więc Eris, Collen, Leon i Annya przyglądali się, oraz wsłuchiwali w melodię. Słowa były niezrozumiałe, śpiewane nie w znanym im języku. Musiały być w ojczystym – z Karavo. Nic dziwnego, każdy kraj miał swój własny język, zanim ogłoszono kilkanaście lat temu posługiwanie się jednym. Wybrano ten z Raan ze względu na położenie terenów. Jest ono w samym centrum, ale również ziemie są bardzo zróżnicowane w porównaniu do sąsiadujących. W Tentil przeważają łąki i niewielkie lasy, a w Sodeb jest za to pełno i gęsto iglastych drzew. Karavo jest dosyć bagniste, chociaż teraz niestety większość została skuta lodem, ale wcześniej było tam dużo terenów bagiennych i błotnistych. Nowel to zbiorowisko sadzawek, czy pagórków. W Raan jest każda z tych rzeczy, pewnie dlatego uznano, że będzie to język międzystadny.

Jednak to nie zmieniało nastawienia mieszkańców do nauki swoich dzieci i ogólnie młodszych pokoleń ich ojczystego języka. Dlatego nikt nie był zaskoczony, że Warsi tak płynnie śpiewali pieśń w bardziej melodyjnym języku, z nieco dziwnymi akcentami, które dla wielu wilkołaków z Raan wydawałyby się niepoprawne.

Eris starał się specjalnie wsłuchać w piosenkę, może wyłapać cokolwiek, by móc mieć przypuszczenia o czym śpiewają, ale niestety mu się nie udawało. Naprawdę był ciekaw i właściwie zapragnął się nauczyć jakichś prostych zwrotów w tym języku. W końcu skoro teraz on też należy do stada, to wypadałoby chociaż znać podstawy. Zresztą w przyszłości, gdy urodzi, ich dziecko również będzie się uczyć języka Karavijczyków jak i Raanów.

Poczekał, aż wszyscy skończyli śpiewać i składać krótkie prośby do Księżyca i Najświętszych Gwiazd – w tym oczywiście Eris i reszta obcych brała udział modląc się w ciszy lub szeptem, a potem zwrócił się do Vamoia.

Tave w tym czasie ogłosiła, że to dobra pora na pierwszy posiłek i garnki z lekkimi potrawami zaczęły wędrować z rąk do rąk. Wilki zajęły się jedzeniem i rozmowami między sobą, więc Eris mógł zapytać swojego Alfę o śpiewaną pieśń.

— O czym ona była? — zapytał z otwartymi oczami i ogromną ciekawością niczym małego dziecka.

— Piosenka? — Omega pokiwał twierdząco głową — Motywem jest poświęcenie dla stada, nawet dla tych, za którymi się nie przepada.

Eris zdziwił się, to dosyć konkretny temat i czuł się dziwnie, że właściwie nigdy szczegółowo nie zainteresował się przeszłością Warsów. Nigdy nie prosił Vamoia, by o tym opowiadał, oraz nie oczekiwał tego od niego. Znał ogólniki, które Alfa mu powiedział, by nie było pomiędzy nimi żadnych sekretów. Wiedział mniej więcej dlaczego doszło do wojny, jakim przywódcą był, a dokładniej – jakim nadal jest – Unig, jak wyglądało stado, gdy mieszkali w Karavo i jakie wartości były tam piętnowane i uważane za święte. Rudzielcowi wydawało się, że ta pieśń chyba była ich hymnem, bo czuł, że poświęcenie to bardzo ważny element budowy watahy. W końcu Unig był bardzo oddany swoim wilkom, które wbiły mu nóż w plecy. Dbał o każdego, kto dołączył, nie miała znaczenia płeć, ważne było, czy będzie walczyć i ufać mu, oraz innym w pełni.

Zastanowił się przez chwilę i chyba rzeczywiście miał rację – ta pieśń była właśnie o tym, o sile i oddaniu względem nawet tych nieznajomych, ale będących z tobą w jednym stadzie.

Zaintrygowało go to i bardzo chętnie chciał poznać cały tekst tej piosenki.

— Przetłumaczysz mi? Chociaż tak... surowo? Jestem ciekaw — Błękitne ślepia świeciły w blasku wzbijającego się księżyca, ale wciąż nie był jeszcze u szczytu. Vamoi zgodził się na prośbę chłopaka.

✔️ The Land of Our Dreams | The Land #1 (korekta - 11/72)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz