Vamoi postanowił iść obok Omeg w wilczej formie. Głównie chronił Erisa, bo przyzwyczajeni byli do wędrówek jako zwierzęta. W wilczych postaciach przemieszczał się jeszcze Rechille, Isabella ze swoimi maluchami, Monic z synem i Mey, która teoretycznie nie musiała tego robić, ale młoda Alfa chciała dotrzymać towarzystwa damskiej części. Eris szedł łapę w łapę z Vamoiem i nie był zbyt towarzyski, za bardzo się zamartwiał obecną sytuacją, a Rechille trzymał się lekko z boku. Nie odstępował grupy i nie wychodził poza krąg mężczyzn, ale nie czuł potrzeby trzymania się kogoś specjalnie blisko. Znów była podobna sytuacja, jak lata temu, gdzie jako dziecko uciekał wraz ze stadem z Karavo. Teraz również się przenosili przed atakiem wroga. Tylko, że w tym momencie byli w pełni bezbronni, a brunet nosił nowe życie w sobie.
Stresował się, a jego wilk zaczynał robić się nieznośny. Patrick był blisko, ale nie miał dla niego znaczenia. Trzymali się na dystans, ale wciąż byli niedaleko siebie, co łechtało ich przeznaczenie. W młodym ciele rosła chęć najdrobniejszego dotyku, ukojenia i uspokojenia. Potrzebował wsparcia, ale wiedział, że nie dostanie go w takich okolicznościach. Musiał walczyć, by przezwyciężyć ból i wycie wewnątrz siebie. Zapewnił go i Noore, że ich nie rozdzieli. Alfy miały żyć ze sobą, być szczęśliwe, a on znieść jakoś odrzucenie więzi.
Jednak obecność Patricka działała na niego niekorzystnie. Jego wilk wywiercał w nim dziurę i próbował nakłonić, by podjął jakieś kroki względem swojej Alfy. Rechille wiedział, że musi się zbuntować, pokazać siłę i nie ulęgać znów instynktowi. Nie zrobi tego ponownie, nie odbierze komuś wyboru, tylko dlatego, że jemu jest ciężko.
Droga się dłużyła, a słońce ewidentnie dawało znać, że temperatura znacznie wzrośnie. Lód i tak robił się już miękki pod łapami, a drzewa czy krzewy dawno nie miały na sobie białego szronu. Odwilż goniła ich tak samo szybko, jak robił to Darien. Problem w tym, że przywódca nie miał pojęcia, gdzie będzie dobre miejsce, by się zatrzymać. Wolał odejść jak najdalej od granicy z Sodeb, ale także nie chciał docierać na drugi koniec Karavo. Przeprawienie się przez rzekę już jest wystarczająco trudne. Nie chcą się od tej rzeko zbytnio oddalać, ale wataha też zdawała sobie sprawę, że na tym terenie mogą żyć inne grupy.
Vamoi i Roil wspominali Alfie, że spotkali grupkę wilkołaków, które zaatakowały ich, ale na szczęście przybył blondyn z Dennisem i mogli się pozbyć Bestii. To też było ryzyko. Ta grupa może się zorientować, wyczuć nieznajome zapachy i będzie tylko więcej problemów, jak odkryją ile ich wilków zabili. Vamoi chciałby uniknąć jakiejkolwiek konfrontacji z innym stadem, czy nawet niewielką ilością osobników żyjących na własną rękę w dziczy. Nie chciał narażać na nic Erisa. Przez całe ich poznanie, wędrówkę do rodzinnego miejsca Alfy, rudzielec nabawił się strachu i otarł o śmierć nie jeden raz. Nie narazi go na nic więcej. Choćby miał za nim chodzić jak cień.
Po pewnym czasie, gdy Warsowie byli już niedaleko rzeki, przez którą muszą się przeprawić, by zgubić trop, do Rechille'a podeszła Monic. Kobieta zostawiła swojego synka z Isabellą i Mey, więc młody miał towarzystwo i opiekę. Beta chciała zaczepić chłopaka, bo większość trasy ciągnął się gdzieś z tyłu i był nieobecny. Martwiła się, że może coś dziwnego dzieje się teraz w jego głowie i lepiej będzie, jeżeli nie zostanie sam.
Jasnobrązowy wilk z białymi końcówkami łap zbliżył się do tego siwego. Rechille nie przepadał za swoim futrem, uważał, że wygląda jak stary dziadek. Nie miał pięknej, czarnej sierści, jaką posiada na przykład Vamoi, ale zamiast tego szare – niewiele różniące się od Rexa. Oczywiście starzec już liniał, a niektóre włosy przybierały białą barwę ze względu na wiek, ale Rechi bardzo nie lubił przybierać swojej wilczej formy. Nie podobał się sobie.
CZYTASZ
✔️ The Land of Our Dreams | The Land #1 (korekta - 11/72)
Vârcolaci[ Kraina Naszych Snów ] W KRAINIE, GDZIE TRZEBA WALCZYĆ O MIŁOŚĆ... Eris od zawsze marzył o miłości - prawdziwej, wolnej, wybranej z serca. Pragnął spotkać swoje przeznaczenie, choć wiedział, że w świecie, w którym żyje, to niemal niemożliwe marzeni...