Rozdział LIV | To nie był impuls. Jestem po prostu konsekwentna

936 112 31
                                    

Unig był sceptycznie nastawiony do tego, co mówiła mu Annya i Collen. Nie składał żadnych obietnic, ani nie rzucał zbędnych słów. Jedynie oznajmił, że sam musi to zobaczyć i właśnie to postanowił zrobić, gdy omówił prywatne sprawy ze swoim bratem.

Podążył za Betami i Balciem, który nie odezwał się w tej sprawie ani razu. Nie miał właściwie swojego zdania, bo nie mógł postawić się za Noore. Nie znał tego wilkołaka. Jednak przyszedł wraz z blondynką, bo według niego kobieta była szlachetna, często miała rację, a zachowanie Funii, która była rzekomo lekarką - niegodne takiego tytułu.

Nie znała tego Alfy. Nie wiedziała, czy słowa An są prawdą czy kłamstwem, ale z łatwością potrafiła zadecydować, że chce skazać młodego chłopaka na śmierć. Uznała, że Darien sam wysłał swojego brata - otrutego i ledwo żywego. Odmówiła mu pomocy tylko ze względu na jego geny. Stwierdziła, że nie zasługuje na szansę, bo jest młodszym bratem ich wroga, który usilnie stara się ponownie wywołać wojnę.

Balcowi taka postawa bardzo się nie spodobała. Funii była na ogół bardzo troskliwa i dbała o rodzinę najlepiej jak umiała. Roil i Isabella na pewno powiedzą, że jest ona wspaniałą matką. Jej zdolności jako zielarki również są niczego sobie, znała się na rzeczy i nikt w stadzie się na nic nie skarżył. Problem w tym, że Balc nie raz odczuwał, że w jej oczach nigdy nie stanie się w pełni ich rodziną. Zawsze będzie tym obcym, który się przypałętał. Tym, który dzień w dzień ciężko pracuje, by nie być ocenianym przez pryzmat dobrego serca przywódcy, a jednak wciąż był na gorszej pozycji i gdy dochodziło do sprzecznych sytuacji - zawsze wypominano mu to, że do nich nie należy.

Przywódca skierował się do chatki, w której zostawiony był Noore w wilczej formie i Funii, która zapewne nic nie zrobiła w jego kierunku, a jedynie pozwoliła mu leżeć na stole, bo nie posiadała sił, by go stamtąd ruszyć. Annya trzymała się blisko niego, za nią od razu szedł Collen i Balc na samym końcu. Rozmowa z Unigem trochę trwała. An musiała opowiedzieć mu wszystko, co wiedziała na temat Noore. Ominęła jedynie informację o jego relacji z Patrickiem. Nie było to konieczne, bo Alfa chętnie chciał jej słuchać. Niczego nie zarzucił od samego początku, chociaż nie był pozytywnie nastawiony do przebywania chłopaka na jego terenie. Nie skreślał go, ale pozostawał czujny. Wysłuchał Bety do samego końca, ale ostateczną decyzję chciał podjąć widząc go i samemu przyglądając się wilkowi. Chciał dowiedzieć się w jakim jest stanie i usłyszeć słowa Funii, która nie chciała się zgodzić na leczenie.

Dotarł do domu i zastał Omegę przed wejściem. Kobieta spojrzała na niego zdumiona. Chyba nie spodziewała się, że Unig naprawdę się pofatyguje do przybłędy.

— Czemu jesteś na zewnątrz, a nie z tym wilkiem? — zapytał spokojnie, ale w oczach miał chłód.

— To brat Dariena. To wróg — zarzuciła i spojrzała na drzwi — Zresztą i tak nie mogę tam przebywać.

— To chory wilkołak... umierający, którego nie znamy. Dowiedziałem się, że stwierdziłaś tojad, więc liczy się każda minuta.

— To dawka, która pomału się rozwija. Nie umrze z chwili na chwilę.

— Ale tak będzie! Jeżeli nic nie zrobimy — podniosła głos Annya. Wysunęła się obok przywódcy i była wyraźnie zirytowana. Nie mogła słuchać tych spokojnych słów, gdy doskonale zdawała sobie sprawę jak działa tojad. Poza tym widziała, co się stało z liściem w pysku Noore.

— Tak ja powiedziałam — odezwała się twardo — Nie jestem w stanie nawet tam egzystować.

Te słowa zdziwiły pozostałych, więc Omega kontynuowała.

— Wejdźcie śmiało. Może wy ściągniecie to bydlę ze stołu, które na mnie warczy — wskazała ręką na wejście, więc Unig wszedł pierwszy.

✔️ The Land of Our Dreams | The Land #1 (korekta - 11/72)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz