Rozdział XX |Ab imo Pectore|

97 8 7
                                    

UWAGA!

Rozdział zrąbany, różne podteksty (dwuznaczne) ale z końcówki jestem dumna i proszę się nie zrażać do początku!

❤Zapraszam❤
~~~~~~~~~~~~~~

Po upojnej nocy jaką para królewska spędziła przyszedł czas na wstanie z ciepłego i wygodnego łóżka i zacząć przygotowywać się do codziennych obowiązków.

Dziewczyna skończyła się myć, gdy weszła do pokoju zastała w nim swojego mężczyznę dopiero zapinającego guziki koszuli.

Szarooka spięła się , a jej policzki miały ubarwienie koloru różowego. Aby ją jeszcze bardziej onieśmielić podszedł do niej z nadal rozpiętą koszulą do połowy szepcząc tym cudnym głosem który nie jedną kobietę by powalił;

- Nadal się wstydzisz? Wczoraj jak cię dotykałem i byłem cały nagi nie przeszkadzało ci to -

Myślała że zaraz zakopie się pod ziemią. Gdy zostawali sami czasem Izana przestawiał się na tryb droczącego się szesnastolatka, ale w zwyczaju miał pozostawać odpowiedzialnym, miłym, troskliwym i dobrym przyszłym mężem.

- Przestań, jak ty tak możesz o tym rozmawiać? - ściszyła swój głos.

- Bo pierwszy raz widzę, że jesteś pewna względem swoich uczuć do mnie - to stwierdzenie ucieszyło ją ale też zawstydziło.

- Trochę mi to zajęło, ale nawet gdybym miała wziąć z tobą ślub nie miałabym nic przeciwko - uśmiechnęła się.

- Będziemy musieli porozmawiać o ślubie dzisiaj - zaczął gdy dziewczyna nakładała na siebie zwiewną suknię, która była prezentem od blondyna.

- Cieszy mnie to - może i wczoraj niezbyt była w stanie po ciemku ujrzeć każdy cal jego ciała tak dzisiaj mogła go ujrzeć. Miał na sobie kilka głębszych blizn, dwie były nie zagojone.

Przyjęcie miało zacząć się wieczorem, młoda arystokratka chciała trochę pomóc lubemu i poszła po maść na blizny i środki odkażające rany.

- Co ty robisz? Po co to przyniosłaś? - uniósł jedną brew do góry kiedy dostał odpowiedź.

- Zajmę się twoimi ranami, od 15 minut zapinasz tą samą koszulę więc chyba ci nie spieszno do obowiązków szczególnie, że większość podczas twojej nieobecności podpisałam aby cię odciążyć trochę. - zakończyła

- Nie odpuszczę póki nie dopnę swego - mówiła poważnie.

On usiadł na łóżku i pociągnął za rękę dziewczynę, tak o to znalazła się na jego kolanach.

Objął ją w talii i rzekł;

- Co będę z tego miał? - zachęcająco przegryzł wargę i wykrzywił usta w ten znany cwany uśmieszek.

- Satysfakcję z szybko gojących się ran - zeszła z nich i przygotowała sobie wszystko.

- Liczyłem na coś innego -

- A na co? - szybko pożałowała swoich słów gdyż zachęcony jej słowami podszedł do niej i szepnął:

- Ciebie -

Bardzo duże prawdopodobieństwo było tego, że tak odpowie, ale koniec końców miała nadzieję a jak wiadomo nadzieja matką głupich.

- Baka! - trzepnęła go w ramię a potem zaczęła okładać pięściami...

***

Już dawno opatrzyła rany mężczyzny, a teraz siedziała na posiedzeniu Rady do spraw handlu z innymi krajami, miała o tyle szczęście, że był tam też Zen, obok którego siedziała.

Mistress Wistaria |Izana Wistaria|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz