ROZDZIAŁ 6

192 10 11
                                    

                                         >>Jace<<

Ubrałem czarne spodnie dresowe i adidasy. Stelą wypaliłem na torsie iratze i ubrałem czarny T-shirt.

Jako iż wszyscy już spali na ramieniu aktywowałem runę cichości. Nie chciałem nikogo budzić. Odłożyłem stele, a wziąłem magiczny kamień i wyszedłem z pokoju.

Dotarłem już do schodków, szybko po nich wbiegłem. Pierwsze co we mnie uderzyło to ten kojący zapach. Otworzyłem oczy i ruszyłem. Daleko się jednak nie nachodziłem.

ONA TU JEST!

Chyba wyczuła moją obecność.

- Izabelle mówiła, że nikt tu nie chodzi.
- Ja jestem tu prawie codziennie. Przychodzę tu żeby odetchnąć od wszystkiego.
- Rozumiem. Mnie to miejsce zainspiorowało, więc przyszłam tu rysować.
- Rysujesz? - odzyskałem władze w nogach i zbliżyłem się. Siedziała na ławeczce z szkicownikiem na kolanach i piórnikiem pełnym ołówków obok. - Mogę? - zapytałem pokazując na wolne miejsce obok niej.

Odsunęła się jeszcze kawałek i wzięła piórnik robiąc mi więcej miejsca. Wpatrzyłem się w jej zaczęty rysunek, ale nie mogłem wywnioskować co to jest.

- To jest Nowy York. Prawie, jak skończę to będzie.

Dopiero teraz spojrzałem przez okno. Rysy jej rysunku zgadzały się z tymi za oknem.

- Masz przy sobie jakieś skończone prace?
- Tak. Nie pokazuje ich nikomu od kąd mama zginęła, bo tylko ona pytała, oceniała i doradzała mi w sprawie moich prac. Była artystką.

Nie wiem nawet kiedy podała mi szkicownik. Przeglądałem pracę za pracą. Były idealne.

- Co się stało twojej mamie? - spojrzałem w jej szmaragdowe wręcz oczy.
- Była na misji. Posłano ją i jeszcze jednego Łowcę. Demonów było za dużo a pomoc przyszła za późno. - jej twarz posmutniała a ja czułem, że muszę ją jakoś pocieszyć. Tylko jak?- Nawet Iz nie wie jak to było. - spojrzała na mnie.- Nie wiem czemu, ale czuję że mogę Ci ufać. Inaczej nie trzymałbyś teraz w rękach mojego życia i nie opowiedziałabym ci o mamie.
- Jest mi miło, że jednak mi ufasz. Nie zrobiłem dobrego pierwszego wrażenia. - usłyszałem dzwony. Północ. - Isabelle ci tego nie pokaże, ale ja tak.

                                      >>Clary<<

Blondyn odłożył mój szkicownik na bok. Wstał i podał mi rękę. Ujęłam ją i również wstałam. Pociągnął mnie i przepuścił na ozdobnych schodkach i sam na nie wszedł. Czułam bijące od niego ciepło i zapach żelu pod prysznic.

- Patrz teraz.

Spojrzałam w pokazanym przez niego kierunku i nawet nie wiem kiedy ale przestałam oddychać. Widok był cudny. Dziesiątki otwierających się kwiatów, które zaczynają świecić. Nagle poczułam przy uchu lekki oddech blondyna.

- Zacznij oddychać albo mi tu zemdlejesz.

Popatrzyłam na niego. Wzięłam oddech i się uśmiechnęłam. Dopiero teraz dostrzegłam złoto w jego oczach. Idealny zarys kości policzkowych. Teraz wiem o czym mówiła Iz. Uśmiechnął się do mnie. Szybko odwróciłam twarz bo czułam jak rumieniec wita się na mojej twarzy. Nagle zobaczyłam, że kwiaty opadają.

- Co się dzieje?
- Minęła już północ. Kwiaty teraz opadają żeby następne mogły pojawić się jutro.
- I tak codziennie?
- Dokładnie. Swoją drogą radzę nam już opuścić to miejsce.
- Cze... - nie zdążyłam dokończyć gdy zraszacze się włączyły- Jace mój szkicownik! Jest zbyt cenny!

Blondyn zareagował niemal natychmiast porywając mój szkicownik i piórnik. Pobiegłam zaraz za nim. Gdy wyszliśmy on był już na dole schodów. Było mi zimno. Cała się trzepałam przez co straciłam równowagę. Zamknęłam oczy żeby nic nie widzieć. Ale gdy dłuższy czas nie czułam ziemi otworzyłam oczy.

- Mam cię.

Teraz poczułam jego silne ramiona.

- Niestety zważając na fakt, że Twoje zdrowie jest ważniejsze twój szkicownik skończył na podłodze razem z resztą rzeczy.

Uśmiechnęłam się. Stanęłam na nogach i zaczęłam zbierać rzeczy, gdy zauważyłam kamień.

- Co to? - spojrzał na mnie dość zdziwionym spojrzeniem, ale zaraz zastąpiła go troska.
- Kamień runiczny. Przypomina...
- Że w największej ciemności, można znaleźć blask.
- Motto kamienia znasz, ale samego jako tako nie widziałaś?
- Nie był mi nigdy potrzebny. Zawsze gdy opuszczałam dom szedł ze mną brat.

Stanęłam na nogi. Od razu podałam kamień Jace'owi.

- Zatrzymaj go. Ja mam jeszcze jeden albo dwa. Ty nie masz.

Uśmiechnęłam się.

                                      >>Isabelle<<

Alec siedział na swoim łóżku, a ja chodziłam tam i z powrotem. Musiałam poukładać wszystko w głowie.

- Czyli jeszcze raz...
- Izzzzz... Nie torturuj mnie więcej. Idź do niego a nie męcz mnie.
- Cichaj tam. Zaczęło się od pochłaniania jej wzrokiem, co mu się nie zdarza. Potem był demon, który mówił, że jego świat teraz wywróci się do góry nogami akurat gdy pojawia się Clary. I nie chęć do rozmowy z tobą na ten temat. Mimo, że zawsze bez problemu mówił ci wszystko o swoim każdym związku.
- Nie wszystko, bo nie wszystko chciałem wiedzieć.

Uśmiechnęłam się mimo woli. Alec jak siedział, tak teraz już leżał i udawał, że śpi. Zawsze to robił, gdy chciał żebym już poszła ale nigdy nie miał serca mnie wyprosić.

- Dobrze, okej dam spokój tobie idę pomęczyć Jace'a.

Widziałam jak konciki jego ust drgnęły. Podeszłam ucałowałam barta w czoło na podziękowanie i wyszłam. Pokój Alec'a był na przeciwko mojego, obok mojego był pokój Clary, a na przeciw niej pokój miał Jace.

                                       >>Jace<<

Szliśmy do pokoi gdy nagle Clary chyciła mnie za dłoń nakazując tym mi stanąć.

- Coś się sta...

Nie skończyłem, gdyż dziewczyna zamknęła mnie w uścisku. Delikatnie objąłem ją, żeby nie zrobić jej krzywdy.

- Nie podziękowałam Ci.
- Za co?
- Za uratowanie mojego szkicownika, mnie i podarowanie kamienia. Jest za co dziękować.

Spojrzała na mnie oczami przepełnionymi wdzięcznością.

Odważyłem się wskazać palcem policzek dając jej znać jak może się odwdzięczyć. Widziałem jak się uśmiecha i patrzy oczami pełnymi rozbawienia na mnie.

- Niech Ci będzie.

Musiała stanąć na palcach, gdyż byłem od niej o głowę wyższy. Na moim policzku spoczęły jej delikatne usta.

                                    >>Izabelle<<

Zamykałam za sobą drzwi i już kierowałam się na drzwi do pokoju Jace'a gdy moim oczom ukazał się piękny widok.

Clary przytulona do niego i po chwili stająca na palcach żeby ucałować mu policzek. Rumieniec oblał ich oboje.

Szybko przeszłam do moich drzwi i weszłam do środka. Oparłam się o drzwi i nagle wszystkie moje myśli z pokoju Alca rozwiały się. Nasz Jace się zakochuje. Będę musiała jeszcze dziś z nim porozmawiać a jutro zaczepić Clary.

Nigdy cię nie opuszczę. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz