ROZDZIAŁ 114

68 8 5
                                    

>>Jonathan<<

Na polu Siedziałem do zmroku. Wszyscy już opuścili polanę, oprócz Isabelle.

- Wiesz, że nie musiałaś siedzieć że mną? Mogłaś iść razem z resztą.
- Dla mnie też była ważna.

Poczułem się trochę głupio za to co powiedziałem.

- Przepraszam.

Isabelle się nie odezwała, ale widziałem, że ją zraniłem. Patrzyła na stos a ogień żywo odbijał się w jej ciemnych oczach.

- Jeśli będzie trzeba będę tu siedzieć do rana. Zasłużyła na uwagę do samego końca... Jakkolwiek to brzmi.
- Doceniam i to bardzo.

Izzy Oparła głowę o moje ramię a ja objąłem ją ręką. Razem w ciszy przesiedzieliśmy całą noc patrząc w ogień.

>>Jace<<

Stałem przed tronem, na którym siedział spetany runą Ernest. Palcem przejechałem wzdłuż złotego ostrza Hesperona.

- Mówiłeś, że Twoja zemsta będzie gorsza a na tą chwilę szybciej umrę z tych ran po uciętych rękach.

Zatrzymałem dłoń w połowie ostrza i Spojrzałem na Ernesta. Z bocznej kieszeni spodni wyciagłem małe ostrze i wbiłem je po samą rękojeść w nogę demona.

Ernest stłumił krzyk zaciskając zęby.

- Pomóc Ci się wykrzyczeć? Zaciśnięta szczęka chyba ci nie ułatwia.

Po tych słowach moja pięść z całym impetem uderzyła w policzek demona. Teraz krzyk wydostał się na zewnątrz. Gdy przestał wyć splunął krwią na moje buty.

- Okładanie mnie piesciami nie wynagrodzi tego jak zginęła ta dziewu...

Nie zdążył dokończyć, bo ponownie moja pięść spotkała się z jego twarzą. Tym razem pięciokrotnie z rzędu. Z kącików ust wylewały mu się strużki krwi.

- Nie waż się jej tak nazywać!

Ernest tylko uśmiechnął się kącikiem ust.

>>Ernest<<

Uśmiechnąłem się mimo bólu. Znalazłem słaby punkt, który pozwoli mi na szybką śmierć nie prosząc o nią.

Gdy powiem coś odpowiednio raniącego o jego dziewczynie zabije mnie dzięki czemu uniknę dalszych tortur.

- Gdyby nie wasza tradycja spalania na stosie to już by się w grobie przewracała.

Zaśmiałem się. Kolejne uderzenia w twarz sprawiły, że głową opadła mi do przodu. Chłopak chwycił mnie za włosy i uniósł głowę. Przy gardle poczułem zimny metal. Uśmiechnąłem się.

Poderznij to gardło.
Na co czekasz.
Nie wystarczająco cię zdenerwowałem?

W jednej chwili na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech ukazujący rząd białych zębów. Opuścił rękę z ostrzem i zamienił je na stele. To nie wróżyło dla mnie nic dobrego.

- Chciałeś szybkiej śmierci? No to zafundowałeś sobie dodatkową ilość cierpienia.

Końcówka steli styknęła się z moim czołem.

Nieznośny ból, głośny krzyk, szum w uszach i twarz oprawcy. Nie mogłem się poruszyć a czułem się jakby moje ciało ogarnęły spazmy.

Anielska moc wypalała mnie jak ogień drewno. Gdy przestał zacząłem szybko oddychać. Miałem ochotę chwycić się za głowę, która tak nieznośnie rwała bólem.

Nigdy cię nie opuszczę. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz