ROZDZIAŁ 43

107 7 0
                                    

>>Clary<<

Chciałam zejść z kolan Jace'a ale nim zdążyłam wykonać najmniejszy ruch, on zdążył wstać.

Mocniej owinęłam się nogami i rękami żeby nie spaść. Poczułam jak jego dłonie chwytają moje uda. Spojrzałam na niego wzrokiem, który jednocześnie pytał, piorunował i zaskakiwał. Czułam jak znów się rumienię.

- W każdej chwili możesz zejść aniołku.
- Doskonale więc poproszę żebyś mnie pomału opuścił na podłogę. Wiem co ci chodzi po głowie ale to nie czas.

Zauważyłam jego udawana minę przygnębienia. Ale puścił mnie. Wyprostowałam się i Spojrzałam na niego. Stanęłam na palcach i szybko pocałowałam go w policzek.

- Może później.
- Trzymam za słowo aniołku.

Przewróciłam oczami i pokierowałam się do drzwi.

>>Jonathan<<

Stałem przed jednym z wielu ekranów w centrum operacyjnym. Próbowałem znaleźć więcej informacji dotyczacych głębokiego snu Clary.

Izzy spała w najlepsze, bo nie mogła spać cała noc martwiąc się o małą.

- Jonathan!

Ledwo się obróciłem a już zostałem zamknięty w uścisku. Spojrzałem zły na Jace'a.

- Nie patrz się tak na mnie Jonathan, sama chciała przyjść. Ja chciałem cię zawołać.

Odsunąłem lekko od siebie Clary i Spojrzałem na nią pytającym spojrzeniem.

- Ile można siedzieć w pokoju?
- Ważne, że się obudziłaś.
- Jace mnie obudził. Miał wizję runy.

Mój wzrok wrócił do blondyna. On tylko wzruszył ramionami.

- Czyli czeka nas długa rozmowa.

>>Valentine<<

Siedziałem za biurkiem mojego gabinetu w posiadłości Morgenstern'ów. Biologicznie patrząc Lilith wskrzesiła moje ciało ale nie duszę więc nie można mnie namierzyć. Czułem swoją przewagę.

Wciąż nie mogłem jednak wymyślić planu przekazania moich dzieci Lilith. Nienawidzą mnie i nie pójdą ze mną. Gdybym miał choć jedno z nich pod kontrolą, drugie poszłoby za nim.

Potarłem twarz dłońmi w gescie zmęczenia.

- Wiem.

Wstałem z fotela i podszedłem do wielkiego regału. Sięgnąłem po jedna z fiolek. Odsunąłem dwa fotele i średnią sofę na bok żeby zrobić wystarczająco miejsca na pentagram. Dzięki zawartości z fiołki Lilith będzie mogła przybyć do Idrisu. Normalnie demoniczne wierze od razu by zaalarmowały o obecności demona.

- Et beatos vos Lilith est, et beatos vos in hoc signum in hoc mundo, ut Valentine Morgenstern vestras notitia. (Wzywam cię Lilith, na ten znak wzywam cię do tego świata, ja Valentine Morgenstern potrzebuje twoich informacji.)

Już po chwili pentagram zapłonął. Wróciłem do swojego biurka i usiadłem za nim.

- Czegóż ci jeszcze barkuje by wykonać swoje jedno jedyne zadanie? Dałam Ci ponowne życie. Czy to już nie jest wystarczająco dużo?
- Potrzebuję informacji. Co się stało po mojej śmierci na tym polu? To może mi pomóc w zdobyciu dzieci.

Lilith podeszła bliżej i usiadła na pobliskim fotelu. Uśmiechnęła się dumna z swojej przewagi.

- Gdy niejaki Jace Herondale przebił twoje ciało mieczem... Wykorzystał to co mu zostawiłeś.
- Run wzywający Anioła. Chcesz mi powiedzieć, że ten chłopak wypowiedział moje życzenie!?
- Przypominam, że to Ty mnie wezwałeś po informacje więc jeśli jeszcze raz podniesiesz na mnie głos to gówno się dowiesz.

Usiadłem spowrotem w fotelu. Wziąłem wdech. Krew ciągle buzowała mi w żyłach.

- Tak lepiej. Jace poprosił Razjela by oddał Jonathana bez krwi demona. Czuję jak z każdym dniem mojej krwi w jego organizmie jest coraz mniej.
- Czyli on jeszcze ma twoją krew? Przecież jego miecz... Miał białą poświatę.
- Tego nie potrafię wyjaśnić. Ale wiem, że w jego żyłach jest jeszcze twoja ostatnia szansa.
- Jak mogę odwrócić proces? Żeby twojej krwi w jego żyłach przybywało?

Poczułem nagły przypływ nadziei. Ta kobieta wiedziała co zrobić.

- Demon musi go zranić. Ale nie byle jaki, musi mieć moją krew.
- Mam plan. Żeby wyszedł potrzebuje demona z twoja krwią, który będzie mnie słuchał.
- Nie wymagasz zbyt wiele? Jeszcze chwila i będę stratna na tym interesie.

Uśmiechnąłem się szyderczo.

- Czyż wizja posiadania nie jednego a dwoje dzieci nie jest warta każdej ceny? - uderzyłem w słaby punkt królowej piekieł.

Jeśli jej zależy zapłaci każda cenę.

- Dobrze. Stworze demona z mojej krwi i wyślę go tutaj. Ale mogę jednak obiecać, że nie będzie w 100% posłuszny. To tylko demon.

- Dam radę. Możesz wracać, ja przygotuję się do ataku na Jonathana. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik.

>>Jonathan<<

Gdy Clary skończyła wszystko opowiadać jeszcze długo milczałem. Nie było dobrze.

- Nie jest dobrze mała. Kobieta, którą mi opisałaś to Lilith, królowa piekieł.

Zobaczyłem jak z twarzy dziewczyny znikają kolory.

- Ta której krew miałeś? Czemu ona nas chce?
- Nie jestem pewien mała. Niewiele pamiętam z tego okresu gdy nie byłem sobą.

Wstałem i zacząłem chodzić po całej sali treningowej.

- Ciemność stąpa za tobą. O co chodzi? Mama nie powiedziała ci czegoś więcej? Jesteś pewna?
- Pytałeś ją o to już 10 razy Jonathan.

Spojrzałem na blondyna. Szczerze zapomniałem o jego obecności tutaj.

- Wiem ale nic tu nie trzyma się kupy. Nie potrafię połączyć tego w jedną całość.

Poczułem jak ktoś kładzie dłonie na moich policzkach. Otworzyłem oczy.

- Izzy. - zamknąłem ją w uścisku.

Tego teraz potrzebowałem.

- Damy radę. Przeanalizujemy to razem, ale teraz jest wezwanie. Jakiś demon kręci się przy opuszczonej fabryce. Wyznaczono ciebie i Liama.

Skinąłem głową. Pocałowałem szybko acz czule usta Izzy i pokierowałem się do drzwi.

>>Clary<<

Patrzyłam jak Jonathan wychodzi z sali. Podeszłam do Izzy i mocno ją przytuliłam. W końcu z nią się nie widziałam od kąd zapadłam w sen. Odwzajemniła uścisk.

- Jak dobrze, że się obudziłaś. Tęskniłam.
- Ja też.

Oderwałyśmy się od siebie. Przyjrzałam się twarzy Izzy. Miała widoczne ciebie pod oczami.

- Tobie jednak przyda się chyba jeszcze trochę snu nie uważasz?
- Możliwe. Wiesz? Teraz mogę spokojnie spać wiedząc, że ty jesteś cała.

Uśmiechnęłam się i odprowadziłam ją wzrokiem do drzwi. Obróciłam się w stronę Jace'a.

- Może potrenujemy? Jestem ciekawa czy cię pokonam. A jestem tego prawie pewna.
- Nikt mnie jeszcze nie pokonał aniołku.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz.

Pokierowałam się w stronę wyjścia. Już po chwili byłam w pokoju szukając stroju do ćwiczeń. Gdy go znalazłam pobiegłam szybko do łazienki, przebrałam się a włosy związałam w wysoką kitkę. Wzięłam swój rodzinny miecz i wyszłam.

Jace był już przebrany na sali. Rzucał od niechcenia sztyletami do tarzcz, ale każdy trafiał w sam środek.

- Czy ty nawet jak nie chcesz jesteś idealny?

Obrócił się i się uśmiechnął.

- Powiadasz, że jestem idealny? Schlebiasz mi.

Przewróciłam oczami. Odłożyłam broń na półkę i zaczęłam rozgrzewkę.

Po 5 minutach byłam gotowa.

- Możemy zaczynać.

Nigdy cię nie opuszczę. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz