ROZDZIAŁ 111

65 7 4
                                    

>>Ernest<<

Stałem i patrzyłem jak z dziewczyny uchodzi życie. Muszę przyznać, myślałem, że krócej to potrwa. Przyjrzałem się uważniej dziewczynie,

Uśmiechnąłem się kpiąco.

- Z czego się tak cieszysz?
- Z twojej nadziei, że znajdziesz broń albo stele. Nie masz, zabrałem Ci.
- Nie dasz rady dotykać adamasu. Mój miecz...
- Poranna gwiazda. Jeden z pięciu niezniszczalnych mieczy. Czysty adamas.

Dziewucha zmrużyła oczy. Była coraz bledsza, ale ciągle się trzymała. Rany na jej barkach i ramionach jeszcze krwawiły tak samo jak na policzku.

- Liczysz, że za chwilę umrę? Głupi jesteś.
- Uspokój się albo pomogę Ci odejść z tego świata.
- Lilith już dawno by z tego skorzystała. Dlatego nie uczyniła cię królem tylko ciągle byłeś sługą.

Czułem jak złość we mnie narasta. Zacisnąłem dłoń na jej szyji i nakazałem wstać. Sprawiło jej to nieznośny ból a mi satysfakcję.

- Było się odzywać?

Ona się tylko uśmiechnęła i zachrypniętym od braku tlenu głosu poinformowała mnie

- Mówiłam, że mnie znajdą.

Puściłem ją, wzięła głęboki wdech i osunęła się na ziemię z bólu. Odwróciłem się i widziałem jak mój czar zostaje zdejmowany.

To była moja ostatnia szansa na zemstę. Dobyłem swojej broni i w momencie gdy do pomieszczenia wpadło trzech Nocnych Łowców i czarownik wykonałem jedno cięcie na brzuchu dziewczyny.

- Clary! - Krzyknął Blondyn.

Z gardła dziewczyny wyrwał się przeraźliwy krzyk bólu. Wokół niej była powiększająca się kałuża rubinowej krwi z domieszkami złota i czerni.

Krzyk dziewczyny ucichnął a jej powieki opadły. Moja zemsta dobiegła końca.

- Miło było was poznać, a teraz przepraszam, ale Edom czeka.

Za pomocą pentagramu wróciłem do piekła.

>>Isabelle<<

Nie wiedziałam kiedy demon zniknął. Jedyne na czym się skupiłam to pół leżące ciało Clary i krew wokół niej.

Pierwszy był przy niej Jace. Przygarnął ją do siebie. Jedna ręką gładził jej włosy a drugą ujął trupio białą dłoń Clary.

- Clary, Claryś spójrz na mnie proszę.

Jej pierś ledwo widocznie, ale unosiła się i opadała. Z trudem otworzyła oczy. Magnus klęknął po drugiej stronie i zaczął leczyć jej rany.

- Rany są bardzo skażone demoniczym jadem. Jego broń też była skażona.
- Magnus spróbuj. - prosiłam czarownika przez łzy.

Alec stał oparty o ścianę, kolory z niego zeszły. Jonathan kucał obok Jace'a i patrzył na ledwo żywą siostrę.

Jace szeptał cały czas do Clary. Ona tylko gładziła kciukiem jego dłoń. Czułam jak cała się trzęsę.

- Ona potrzebuje pomocy Cichych Braci. Ja nic więcej nie zdziałam.
- Nie przeżyje transportu. - powiedział Alec.

Zapadła chwila ciszy. Wszyscy myśleli co robić. Nikt nie chciał dopuścić do najgorszego końca.

- Hej. To nic, może tak miało być. - wszyscy spojrzeli na Clary. Jej głos był słaby.
- Nie mów tak, proszę. - odpowiedział jej Jace. Po jego policzkach płynęły już łzy.
- Magnus zrób coś proszę. - Jonathan był bliski histerii. To byłby dla niego cios.
- Nie mogę. Zrobiłem co mogłem.

Nigdy cię nie opuszczę. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz