Niekoniecznie trzeba być bogiem,
by mieć wyznawców.
- Witold Gambrowicz
Centymetr dzieliły jego stopę od kół pędzących samochodów. Jednak nie zwracał na to uwagi. Stał i patrzył przed siebie, a jego cel kuśtykał po drugiej stronie ulicy. Nie czuł satysfakcji, że mężczyzna został postrzelony. Dwa razy. Czułby satysfakcje, dopiero gdyby odszedł z tego świat, tak jak ona. Albo nie. Jakby miał pewność, że smaży się w piekle, dźgany widłami w wiecznym cierpieniu. Nie wierzył w słowa Ojca, że jest wybrańcem, że może zmienić losy Rodziny. Nie ktoś taki. Nie taki idiota. Spędził wystarczająco czasu obserwując go, by widzieć jaki to kretyn. Sierota z beznadziejnym poczuciu humoru.
Co ona w nim widziała? Był lepszy w każdym aspekcie życia niż on. Dlaczego postanowiła oddać życie za kogoś takiego?
On był wszystkiemu winien. On i tylko on.
Dlatego właśnie musiał temu wszystkiemu zapobiec. Widział zbliżającą się katastrofę. Ten idiota musiał ponieść konsekwencje, karę, zostać zlikwidowanym.
Dlatego właśnie go obserwował, szukał jego słabych punktów. Widział tylko jeden. Niepokojący dla niego. Mieszkał z kobietą. I to ona musiała być dla niego najważniejsza. Cel uświęcał środki, prawda? Zresztą sama ta dziewczyna nie wydawała się święta.
Jego obiekt obserwacji zaczął się oddalać. Ruszył za nim, poprawiając sobie krawat. Jego wieczny atrybut.
Ignorował innych przechodniów. Widział tylko jego. Jego kulawy krok, psa pod nogami i tego obrzydliwego przyjaciela, który cały czas szedł obok niego. Irytujące było, że zawsze był blisko.
Zmrużył oczy, by lepiej ich widzieć. Zapisał się na specjalne walki, by mieć z nim szanse podczas ostatecznego spotkania. Spotkania, o którym marzył i planował od niemal kilku miesięcy. Chciał go zadźgać. Marzył o tym.
I był pewny, że mu się uda.
CZYTASZ
Absolut 2
Mystery / Thriller**DRUGA CZĘŚĆ "Absoluta"** Apollo, mimo hospitalizacji, kulawej nogi i śmiertelnej nudy - przez przymusowe chorobowe - pozostaje tym samym wulgarnym i wkurzającym detektywem. Przekonał się komisarz Aleksander, bombardowany przez swojego przyjaciela...