W kaplicy nie paliło się żadne światło, oprócz jednej małej świeczki na ambonie ołtarza.
Mężczyzna w sułtanie leżał krzyżem na zimnej posadzce kościoła. Mruczał modlitwę pod nosem w dziwnym niezrozumiałym dla nikogo języku.
Był jak w transie. Leżał w jednej pozycji od paru godzin. Od momentu, w którym usłyszał o swojej porażce.
Pytanie tylko czyja to była wina. Jego, że się nie spodziewał takiego obrotu spraw? Czy tego bezbożnego głupca, który nie ma pojęcia czym jest prawdziwe dobro?
Był niewygodny.
A niewygodnych osób trzeba się pozbyć. Wyznawał tą zasadę od dawna. Od swojej młodości. I nigdy się na niej nie zawiódł.
Gdyby nie likwidacja ręką bożą nie byłby tym kim jest teraz. Nie byłby w tym miejscu, w którym jest teraz. A świat nie byłby lepszym miejscem gdyby nie jego plan zbawienia.
Zmarszczył mocniej czoło, próbując się skupić na modlitwie. Ciężko było mu teraz, wypowiadać święte słowa.
- Ojcze – słyszał nad sobą kobiecy głos.
Zignorował go. Potrzebował pociechy Boga. Jego słów, jego aprobaty.
- Pozwól mi się nim zająć. Zaopiekuje się nim jak najlepiej się da. Ze mną będzie twój.
Nie odpowiedział, ale i zarazem przestał się modlić. To było kuszące.
- Chcesz zastąpić Wiktorię.
- Czy to coś złego? Ja nie odejdę od Ojca.
- Najpierw, moja droga córko – mruknął siadając i wgapiając się w ogromny drewniany krzyż nad amboną – musimy pozbyć się grzesznika. Trzeba zadziałać dobitnie – po chwilowej pauzie kontynuował: - Widzisz, trzeba rozdzielić dobre ziarno od złego, bo może zatruć to do siewu.
KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ
CZYTASZ
Absolut 2
Mystery / Thriller**DRUGA CZĘŚĆ "Absoluta"** Apollo, mimo hospitalizacji, kulawej nogi i śmiertelnej nudy - przez przymusowe chorobowe - pozostaje tym samym wulgarnym i wkurzającym detektywem. Przekonał się komisarz Aleksander, bombardowany przez swojego przyjaciela...