Rozdział 40

1.7K 172 46
                                    


To już nie był błękit bezchmurnego nieba. Jego oczy były matowe, lekko zamglone. A przede wszystkim -bez wyrazu. Nie były zaczerwienione, jak oczekiwałem po tygodniowej żałobie po jego matce. Owszem, miał ogromne wory pod oczami, jakby w ogóle nie sypiał. Ale oczy mnie zaskoczyły.

Był niczym pusta kukła.

Zadbana żywa lalka.

W pierwszej chwili cały zesztywniałem. Sparaliżowało mnie na jego widok. Poczułem jak się duszę.

Zamrugał jak mnie zobaczył. Jakby nie był pewny, czy mnie rzeczywiście widział. Otworzył usta. Może chciał coś powiedzieć? Może chciał mnie powitać? Może chciał mnie stąd wygonić? Nie pozwoliłem mu jednak na to. I tak bym nie odszedł gdyby mi powiedział, że nie chce mnie widzieć. W sekundę postanowiłem sobie, że już nigdy go nie zostawię. Nieważne co się stanie. Odwalam jakieś dziwne cyrki, użalam się nad sobą i próbuje zrozumieć całą sytuacje ukrywając się jak królik. A przecież Aleksander mnie potrzebował. Teraz najbardziej. A mnie nie było.

Nie zastanawiając się czy wypada czynie. Czy on tego chce czy nie. Czy ktokolwiek nas widzi - zrobiłem krok w jego stronę. Pchnąłem drzwi na ścianę tak, że odbiły się ogromnym hukiem i przygarnąłem go do siebie. Mocno go objąłem, nadal nie mogąc uspokoić oddechu po szaleńczym biegu do niego.

Mimo czarnego golfu jaki miał na sobie był zimny.

Zimny i sztywny.

Dał mi się objąć, ale nie oddał uścisku. Stał nieruchomo. Nie zareagował w ogóle.

Serce mi się łamało. Po raz trzeci wżyciu.

Spierdoliłem na całej linii. On mi tego nie wybaczy. Na co mu jestem w życiu jak nie ma mnie w takich sytuacjach?

Dobra, pomyślałem zaciskając pięść na jego swetrze, muszę się wziąć w garść.

- Przepraszam – sam byłem zaskoczony jak mój głos słabo brzmi. - Przepraszam.

Jeszcze mocniej go przytuliłem. Nie zdziwiłbym się gdyby miał problem z wdechem.

Odwróciłem głowę w jego stronę tak, że zanurzyłem nos w jego włosach. Świeżo umytych włosach.

- Wiem, że spierdoliłem – szepnąłem mu do ucha. - Masz pełne prawo mnie znienawidzić, ale zostanę z tobą. Zostanę z tobą tak długo, aż mnie sam nie zastrzelisz. A teraz płacz, Aleks. Wiem, że dusisz to w sobie – przymknąłem oczy i przybliżyłem swoje usta jeszcze bliżej jego ucha. - To cię zniszczy od środka. Wyrzuć to z siebie. Płacz, będę przy tobie...

Ledwo zdołałem dokończyć ostatnie słowo kiedy zaniósł się histerycznym płaczem. Mimo że tego oczekiwałem,  byłem zaskoczony tak nagłą i żywą reakcją.

Przyległ do mnie jak najbliżej się dało, uczepił się mojej kurtki jak chłopiec i schował twarz w zagłębienie mojej szyi.

Płakał, prawie wył, trzęsąc się. Aż się przestraszyłem jego reakcji.

W końcu wybuchło. Wszystkie uczucia jakie skrywał w sobie i dusił wybuchły jak bomba atomowa. Nie sądzę, żeby to był płacz tylko po stracie matki. To był płacz nad całym swoim życiem. Nad każdą swoją tragedią, nad którą nigdy wcześniej nie zapłakał.

Nigdy go nie widziałem tak słabego i bezbronnego. Nawet jak był pijany trzymał się na baczność.

Ugięły się pod nim nogi i cały jego ciężar przeniósł na mnie. Chyba tylko siłą woli powstrzymałem się od syknięcia z bólu. Noga była już przeciążona.

Absolut 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz