Rozdział 32

1.5K 151 24
                                    


Nie mogliśmy wracać od razu do Szczecina. Namówiłem Aleksa byśmy zostali jeszcze jedną dobę. Udało nam się przedłużyć pobyt w pokoju, mimo narzekań i krzywych spojrzeń wiedźmy-recepcjonistki. Aleks nie był tym wszystkim zachwycony, chciał wracać jak najszybciej do domu. Ale zapewniłem go, że jeśli do jutra nie wpadną na trop samochodu, wracamy pociągiem. Zgodził się i prawie natychmiast po tym kupił nam bilety powrotne na wieczór.

Westchnąłem słuchając wściekłego monologu Seby. Narzekał i wyklinał Aleksa.

- On jest normalny?

- Tak, jest.

- Jak ty z nim wytrzymujesz? Nie robi ci mobbingu w pracy?

- Nie, jest spoko. Przyjaźnimy się.

- Z kimś takim.... Jebany masochista z ciebie...

Długi musiałem go przekonywać, że Aleks nie jest psychopatą i wcale nie robi rzezi w pracy. I że tak naprawdę to sztywniak, ale jest całkiem spoko. Nie chciał mi uwierzyć.

Wiedziałem jakie wrażenie można odnieść kiedy Aleks się tak zachowuje. Ale to nie był prawdziwy on. Poczułem się w obowiązku bronienia go.

Dobrze, że Aleks przez całą rozmowę brał prysznic i nie słyszał żadnego słowa wypowiedzianego przez Sebastiana.

Miał już i tak parszywy humor.

Kiedy w końcu rozmowa została zakończona, a ja westchnąłem z ulgą, myśląc, że mam spokój, rozeszło się głośne walenie do drzwi. Natychmiast usiadłem sztywny na łóżku.

To nie wróżyło nic dobrego.

Spojrzałem w nerwowym ruchu na drzwi od łazienki. Ale woda nadal leciała, a drzwi się nie otworzyły.

Wstałem czym prędzej i jak najszybciej dopadłem do starych drzwi hotelowych i je otworzyłem. Myślałem, że cofnę się po broń widząc postać przede mną.

- Cześć, Syrenko – natychmiast się skrzywiłem widząc ogromnego gościa stojącego w drzwiach. - Jak tam życie? Szczerze, wszyscy za tobą tęskniliśmy.

Młot. Największa szumowina z Pruszkowa. Zawsze pałał się najbrudniejszą robotą. A jego wytatuowana morda właśnie stała przede mną. Poczułem się jak byk, któremu pomachano czerwoną płachtą.

Jednym ruchem popchnąłem rozbawionego olbrzyma i zamknąłem z trzaskiem drzwi. Ani Aleks ani Młot nie mogą się spotkać.

Dość jak na jeden dzień dla niego.

- Czego kurwa chcesz, Szujo?! - wysyczałem pchając go co chwilę w głąb korytarza. - Życie ci niemiłe?

W połowie korytarza podniósł ręce w poddańczym geście i zaparł się nogami. Koniec wędrówki. Był tylko niewiele wyższy ode mnie, ale o wiele bardziej umięśniony. Jeśli doszłoby do bijatyki, nie wiem czy dałbym radę go pokonać. Był dwa razy szerszy w barach ode mnie.

- Spokojnie Syrenko – powiedział z niebezpiecznym błyskiem w oku. - Przyszedłem tylko pogadać.

- Więc się streszczaj.

- Słyszałem, że masz laskę, Syrenko.

Zacisnąłem mocniej szczękę nie dając się wyprowadzić z równowagi. Wyobraziłem sobie wściekłego półnagiego Aleksa widzącego w naszym pokoju wytatuowanego mafioza. Wtedy to już definitywnie miałby serdecznie dość mojej egzystencji w swoim życiu.

- Tak – powiedziałem udając pewnego siebie. - Śliczna błękitnooka blondynka. Do rzeczy.

- Pierwsza sprawa – pochylił lekko głowę w moją stronę. - Szefowi nie podoba się, że wróciłeś.

- Nikomu się nie podoba – prychnąłem. - Myślisz, że ślepy jestem, że nie widzę jak banda debili mnie pilnuje?

- Tak tylko w ramach bezpieczeństwa – wzruszył arogancko ramionami, jakby to nie była wielka sprawa. - Nieźle ich wszystkich wykiwałeś.

Nie podzieliłem jego dobrego humoru, ani nie uznałem tego jako komplementu. Niech idzie do diabła.

- Oczywiście aż nie zapierdolono ci samochodu. Wszyscy tam lali jak zobaczyli twoją minę. Szkoda że nie było mi dane tego ujrzeć.

- No cóż – zrobiłem jeden krok w jego stronę. Obserwował mnie czujnie. - Przez to, że zapierdolili mi auto, będę musiał dłużej zostać w mieście. Kto wie co może się stać przez kolejnych kilka dni...

Oboje wiedzieliśmy do czego dążę. Posłał mi wściekłe spojrzenie. Łatwo było go zmanipulować.

- Będziesz miał samochód jutro rano na parkingu – wysyczał mi w twarz, przez co poczułem jego obrzydliwy oddech.

Uśmiechnąłem się paskudnie. Poczułem jakbym wygrał tę małą bitwę.

- Jeszcze jedno – syczał wściekły, że będzie miał dodatkową robotę. - Jakiś tam psychopata kontaktował się z szefem.

Przewróciłem oczami. Nikt normalny na pewno nie kontaktowałby się z szefem mafii pruszkowskiej. No błagam.

- Znasz niejakiego Absoluta?

Poczułem jak automatycznie się stroszę, a oddech ugrzązł mi w gardle. No to są chyba jakieś jaja.

Widząc moją reakcję uśmiechnął się mściwie.

- W co się wpierdoliłeś, Syrenko? Czeka nas następna rzeź?

Syknąłem w jego stronę. Wiedział, że nie może drążyć tematu. Dobrze wiedział, że lepiej mnie nie wyprowadzać z równowagi.

- Czego chciał?

- Nic za darmo, Syrenko.

- Dobra – odchyliłem się lekko do tyłu zaplatając ręce na piersi. - Czego chcecie?

- Gdzie jest szlak przemytu do Niemiec?

Prychnąłem. Szczerze zawahałem się czy im to powiedzieć. Wiedziałem jak przesrane będą mieć w drugim komisariacie. O wiele więcej roboty. Ale to była dobra cena za informację.

Powiedziałem mu. Z kim jak z kim, ale z Młotem można robić interesy. Wiedziałem o tym doskonale, a i Pruszków wiedział kogo do mnie wysłać.

- A teraz gadaj czego chciał.

- Chciał połączyć siły. Szef odmówił, mimo że dotyczyło to ciebie, nie chciał mieć kontaktu z sektą. Od razu odrzucił jego wszystkie propozycję. I nie, Syrenko – sarknął widząc jak otwieram usta. - Nie znamy jego tożsamości. Nieźle się ukrył przed nami. Niczym szczur. Jak nam wyślesz mapkę przemytu, wyślemy ci jego maile.

Zgodziłem się. To mogło bardzo pomóc.

- Jeszcze jedno – rzucił na odchodne. - Nie wiem jak Białorusini, ale ich szef też dostał propozycję i jeszcze się zastanawia.

Chuj.

Poczułem jak robi mi się niedobrze. Jeśli oni się zgodzą na współpracę, to chuj ze mną. Wszyscy w moim otoczeniu będą w niebezpieczeństwie. Wiedziałem jak brutalni są i jak po trupach idą do celu. Przed oczami przeszła mi bezbronna Alicja, Pączuś, koledzy z pracy i... Aleks.

Wiedziałem, że będzie na celowniku.

- Proponuje ci spierdalać za granicę jeśli się zgodzą.

Może i to był złośliwy komentarz, ale bardzo trafny. Dlatego kiwnąłem głową w milczeniu.

- Trzymaj się Syrenko! Nie wysadź Polski w powietrze.

Stałem sztywno, obserwując jak ogromna góra mięśni odchodzi. Musiałem wziąć kilka głębszych wdechów by się uspokoić. Czułem jak życie zaczyna mi się walić.

Wiedziałem co zrobić. Trzeba zacząć działać od razu. Odwróciłem się zdeterminowany by działać natychmiast. Ale znów mnie sparaliżował widok cienia w szparze między drzwiami, a podłogą.

Wszystko słyszał.  

Absolut 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz