Rozdział 31

1.5K 151 36
                                    


Myślałem, że mnie zabije na miejscu. Był wściekły. A najgorsze było to, że oskarżał mnie o całe to nieszczęście. Jakbym to ja upozorował kradzież samochodu!

Szliśmy szybko brudną uliczką Warszawy. Mimo że milczał w furii z zaciśniętą mocno szczęką, nie przyspieszył kroku. Dorównał tępo do mojego.

Pociągnąłem go lekko za rękaw dając znać, że skręcamy. Wszedłem pierwszy do budynku. Do bardzo znajomego budynku. Nic się nie zmienił od mojego wyjazdu. Nadal był paskudnie żółty i cuchnął tanią pastą do podłogi.

Wystarczyło, żebym zrobił dwa zamaszyste kroki po tej starej podłodzel by poślizgnąć się niczym komiczna postać w niemym filmie i wylądować na tyłku.

- O chuj. Kurwa jego mać! - wrzasnąłem na cały komisariat.

Ale to nie był koniec. Przez świeżo wypastowane podłogi przejechałem chyba z dwa metry po nierównej powierzchni, na środek holu.

- Szczerze Apollo to nawet mi cię brakowało – usłyszałem z recepcji rozbawiony ton Tomka.

- Kogo pojebało żeby pastować podłogi? Na dzień dobry chcecie mnie zabić? Albo najlepiej...

- Zamknij się tam Apollo! - wrzasnęła na mnie kobieta z księgowości.

Zobaczyłem jej rude farbowane włosy wystające zza drzwi.

- Pomyliłam się w liczeniu. Przestań robić raban od samego wejścia!

Ta to ma przeponę.

- Nawet nie jebane 5 minut! - wrzasnąłem jej. Nie zamierzałem być od niej gorszy. - 30 sekund nawet tu nie jestem!

Księgowa już chciała do mnie wychodzić i pogrozić mi tym swoim krzywym palcem ze szponami zamiast paznokci, ale po przeciwnej stronie wychylił się inspektor i zrobił cierpiętniczą minę.

- A myślałem, że się ciebie pozbyłem.

- Dzięki - prychnąłem nadal siedząc na ziemi. - Nie żałujcie mnie. W ogóle! Nawet nie śmiałem myśleć, że za mną tęsknicie!

- Może i nie tęskniliśmy, Syrenko. – usłyszałem rozbawiony głos ze szczytu schodów. - Ale cały komisariat na pewno cię usłyszał i ma cię już dość.

Spojrzałem wprost w parszywe spojrzenie rudej małpy. Sebastian opierał się o barierki i obserwował mnie z czystą kpiną. Za nim to najmniej tęskniłem.

Jak zwykle miał wygoloną głowę i kędzierzawą rudą brodę. Nawet z daleka mogłem stwierdzić, że jadał właśnie suchary, bo miał na brodzie okruszki.

Już chciałem mu odpyskować, że przecież i tak wiem, że wszyscy mnie kochają. Kiedy padł na mnie cień.

Nawet nie usłyszałem jak Aleksander do mnie podchodzi. Jego oczy błyszczały złowieszczo. Był wściekły.

- Cesarski – wysyczał zły. - Choć raz przestań robić sceny i wstawaj.

Zmierzyłem go spojrzeniem i czując upór godny sześciolatka zaplotłem ręce na piersi i położyłem się na ziemi.

- Nie będziesz mi rozkazywał, Aleks. Stęskniłem się za tą podłogą.

Usłyszałem sapnięcie pełne irytacji, a następnie kompletnie mnie zignorował. Przeszedł nade mną i podszedł do zaintrygowana Tomka.

- Chciałbym zgłosić kradzież mojego...

- Naszego! - wrzasnąłem.

- MOJEGO samochodu – wysyczał nastroszony jeszcze bardziej. Oj czeka mnie wykład. Długi wykład.

Absolut 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz