Rozdział 43

1.7K 160 43
                                    

Leżałem prawie martwy na kanapie z obsmarowaną twarzą od jogurtu naturalnego i mokrym ręcznikiem na oczach. Musiałem wyglądać wybitnie pociągająco.

Jęczałem udając ofiarę.

- Apollo, dostałeś gazem pieprzowym nie kwasem.

- Umieram.

Usłyszałem długie westchnienie i jak bok kanapy ugina się pod jego ciężarem. Czułem jak się nade mną pochyla. Doskonale mogłem wyczuć jego delikatne perfumy i usłyszeć oddech. Nie byłem pewny jak blisko jest, dlatego się nie ruszyłem.

- Jesteś największym idiotą jakiego znam.

- Dzięki, to komplement? Zawsze wiedziałem, że jestem wyjątkowy.

Mimo obolałej twarzy uśmiechnąłem się szeroko. Kochałem go wkurzać i idiotycznie mówić. A gdy wzdychał na moją głupotę - zapewne myśląc co uczynił, że Bóg go tak pokalał moją osobą w jego życiu – czułem mód na moje serce.

No i znów ciężko westchnął. Był bliżej niż się spodziewałem.

- Aleks?

Zaniepokoiłem się gdy nic nie mówił i oboje znieruchomieliśmy w zapewne dziwnie wyglądającej pozycji.

- Jak z dzieckiem – westchnął i ostrożnie zdjął mi ręcznik z oczy.

Zamrugałem, przyzwyczajając wzrok do jasnego otocznie. Wszystko było zamglone. Ale szybko wyostrzyłem wzrok i zobaczyłem jak Aleks mocz ręcznik w misce z wodą i lodem. Pochylał się i ze skupieniem wykręcał zimny ręcznik. Podwinął rękawy koszuli. Miał bardzo jasną cerę bez żadnej skazy. Jego dłonie były żylaste, ale nie tak bardzo jak moje.

Mimo że był facetem widziałem w nim prawie w każdym detalu swoją matkę. Im dłużej z nim jestem tym coraz więcej podobieństw widziałem.

Oboje byli piękni, oboje byli surowi i oboje martwili się o mnie bardziej niż na to zasłużyłem.

Znów poczułem to głupie ckliwe uczucie w piersi.

- Zamknij oczy - zwrócił się do mnie z gotowym ręcznikiem. - I przestań robić głupie miny.

Uśmiechnąłem się szerzej i zamknąłem oczy.

Ostrożnie położył mi na nadal pieczące oczy mokry ręcznik. Był diabelnie zimny, ale nawet się nie skrzywiłem. Byłem wdzięczny, że się mną opiekuje.

- A teraz leż tak przez resztę wieczora i nie rób niczego głupiego.

Wstał, a ja od razu wiedziałem, co chciał zrobić.

Przygotować się do randki z Gąską, na którą miał zaraz wyjść.

Niemal instynktownie złapałem go za nogawkę.

- Zostań ze mną.

Nie obchodziło mnie jak samolubnie brzmię. Nie chciałem, by szedł na spotkanie.

Kiedy nie poruszył się, ani nic nie powiedział, postanowiłem wykorzystać jego wahanie. Na ślepo złapałem go za rękę i lekko pociągnąłem w swoją stronę. Jednak to on sam znów usiadł obok mnie.

- Nie idź dzisiaj na randkę.

Wstał nagle, wyrywając rękę z mojego uścisku.

- Mowy nie ma! Nie wystawie kobiety!

Cholera, a szło tak dobrze. Myślałem, że go namówiłem.

- To Gąska. Jak chcesz możemy jutro iść nakarmić kaczki, jak ci brakuje...

Absolut 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz