Rozdział 17

1.5K 158 80
                                    

Bomba została podłożona dokładnie w piwnicy pod basenami. Miała taki zasięg, że rozwaliła nie tylko cały budynek, ale i boczną ścianę akademika Akademii Morskiej. Nikt z pracowników i ludzi korzystających w tym czasie z basenu nie przeżył, a i kilku studentów było ciężko rannych.

Oczywisty był zamach, ale pytanie: jaki był powód?

Obaj prawdopodobnie znaliśmy odpowiedź, ale nie chcieliśmy wymówić jej na głos.

To się robiło coraz bardziej niebezpieczne.

Oparłem się o zagłówek, przymykając oczy. Dlaczego to musiało być dziś? To chore. Co ci biedni ludzie zrobili, by umrzeć w taki sposób?

Nagle się zatrzymaliśmy, a ja zdezorientowany, zbyt krótką podróżą, otworzyłem oczy i się rozejrzałem. Stanęliśmy na poboczu.

- Aleks? - zapytałem zmartwiony, widząc jak przycisnął czoło do kierownicy i głośno wciąga powietrze.

- Muszę ci coś powiedzieć – wyszeptał.

Zaniepokoiłem się i wyprostowałem na siedzeniu.

- Tak, ja też – przyznałem.

To chyba właściwy moment, by z nim szczerze porozmawiać. Skoro on zaczyna to i ja muszę to ciągnąć.

Spojrzał na mnie. Chyba jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie. Wyglądał tak niewinnie i bezbronnie, że aż się przestraszyłem.

Jego błękitne oczy były tak wielkie, że przypominał mi dziecko.

Otworzył drżące usta, ale nic nie powiedział. Czynność otwierania ust i ich zamykania powtarzała się kilkakrotnie. Siedziałem cierpliwie cicho, próbując nie naciskać go w żaden sposób.

- Ja... - W końcu wykrztusił, ale to było tyle.

Uśmiechnąłem się łagodnie, znów chwytając go za zimne dłonie.

- Wszystko w porządku, Aleks. Możesz mi wszystko powiedzieć. W końcu się przyjaźnimy.

Patrzał na mnie jeszcze chwilę w ciszy, po czym uśmiechnął się smutno i przysunął w moją stronę, by znów mnie do siebie przytulić.

- Ciesze się, że nic ci nie jest, głupku.

Uśmiechnąłem się szeroko na to wyznanie i mocno go objąłem.

- Byłoby nudno beze mnie, co nie? Tęskniłbyś!

- Nie przeginaj.

Roześmiałem się złośliwie.

Nasz uścisk nie trwał długo. Aleks szybko się odsunął, przewracając oczami na mój dobry humor.

Przez ten miły akt zawahałem się czy chciałbym to popsuć i powiedzieć coś naprawdę niemiłego dla niego. Czy warto niszczyć tę chwilę?

Ale z moich wahań wyrwało mnie jego spojrzenie. Jego wzrok zawiesił się na moim odsłoniętym lewym nadgarstku. Na mój pusty lewy nadgarstek.

Poczułem jak się denerwuje. Ale byłem pewny swojej decyzji.

- Zgubiłem go – przyznałem w prost.

Kłamałem. Najpierw rozwaliłem go młotkiem, później wyrzuciłem do śmieci.

- Przepraszam – powiedziałem mimowolnie, nie czując ani trochę wyrzutów sumienia.

Zamrugał i spojrzał mi w oczy. Byłem tak pewny swojej decyzji, że przetrzymałem jego spojrzenie.

Uśmiechnął się, czego kompletnie się nie spodziewałem.

- Jesteś beznadziejny – parsknął odpalając silnik. - Zgubiłeś to w tydzień. To i tak długo jak na ciebie. To dlatego się nie odzywałeś przez ostanie dwa dni? Jesteś taki oczywisty.

Absolut 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz