** tłumaczenie rozmowy po włosku pod rozdziałem**
Miałem scenariusz na cały dzień 20 grudnia. Robiłem to samo od dziesięciu lat. Przede wszystkim w ten dzień brałem sobie wolne, by nie spotykać wrzeszczących mi życzenia znajomych. Nienawidziłem swoich urodzin, a raczej czułem taką obojętność do nich, że wszystkie radosne życzenia mnie denerwowały. Rano leżałem trochę dłużej w łóżku, zapalałem dwie fajki więcej, szedłem na basen, gdzie spędzałem kilka godzin, a następnie wracałem do domu z czteropakiem piwa. I bunkrowałem się w swoim pokoju coś czytając.
Oczywiście w międzyczasie odbierałem sms-owe życzenia. Tylko jedna osoba do mnie dzwoniła w ten dzień. I to tylko dlatego, że nie dało się jej przekonać do wysłania mi tradycyjnego maila. Jak jeszcze na początku mnie to irytowała, teraz nie mogłem się doczekać rozmowy z nim i jego żoną.
Dzwonił punkt 12, dlatego całą swoją rutynę urodzinową dopasowywałem do niego. Wróciłem do domu śmierdzący chlorem i natychmiast podszedłem do pokoju oczekując telefonu. Słyszałem jak Alicja mnie woła, ale odkrzyknąłem jej, że mam ważny telefon.
Bo taka była prawda.
Zadzwonił punktualnie. Nie mogąc powstrzymać uśmiechu odebrałem natychmiast.
— Pronto. Buongiorno, professore — zaświergotałem charakterystycznie dla siebie.
Usłyszałem śmiech. Jego głęboki śmiech potrafiący zatrząść człowiekiem.
— Buongiorno, Apollo ! — wykrzyczał radośnie. — Auguri, caro mio! Come stai? Leggi i libri? Credo che ti ricordi di studiare italiano!
— Certo di sì, professore — mruknąłem udając nadąsanego. — A proposito di studiare, ho letto tuo nuovo libro, quindi ho tante domande! *
Przy nim zachowywałem się jak za czasów studiów.
To była jedną z nielicznych osób z Włoch z którym utrzymuję jeszcze kontakt. Profesor Marino Giacoppone nie dał się tak łatwo olać. Byłem jego ulubieńcem, widział świetlaną przyszłość w moim życiu. Dlatego kiedy zniknąłem i rzuciłem studia, wszczął śledztwo, znalazł mnie i dotarł do mnie telefonicznie. Niewiele osób wie, w jak okropną depresję wpadłem po stracie mojej rodziny. Wszyscy myślą że zapałałem nienawiścią i chęcią zemsty od razu jak się dowiedziałem co się stało. To nie była prawda. W pierwszej chwili zacząłem się obwiniać, a moją jedyną myślą było samobójstwo. Aż głupio do tego wracać, ale tak była rzeczywistość. Musiałem sobie ze wszystkim poradzić. Miałem tylko 22 lata, nie wiedziałem gdzie jest urząd, a musiałem zając się całym majątkiem, użerać się z bezradnymi śledczymi, chować rodzinę i odpierać ataki dalekich krewnych, chcących odebrać mi cały rodzinny majątek. To nie było wszystko takie proste. Byłem rozpieszczonym szczylem, który nie wiedział co to życie. Do tego wszystkiego panicznie się bałem, że i po mnie wrócą. W końcu tylko ja przeżyłem przez zbieżność losu, bo byłam poza granicami Polski.
Nie miałem nikogo, zostałem całkowicie sam z problemami, bez żadnej pomocy z zewnątrz. I właśnie wtedy, kiedy rozważałem którą opcję wybrać by dołączyć do reszty mojej rodziny, zadzwonił profesor. Mimo że był setki kilometrów dalej, pomógł mi jak nikt inny. Dał mi siłę, która trzyma się mnie aż do teraz. Przekazał mi wartości i wiele mnie nauczył.
Nigdy nie popierał dosłownie mojej chęci zemsty, ale kiedy już byłem wolny i tego dokonałem...pogratulował mi. To do niego pierwszego zadzwoniłem. To on wiedział gdy coś się u mnie działo. Zastępował mi ojca. Nigdy mu tego nie powiem, bo urośnie w piórka, ale był dla mnie niczym ojciec i mentor. Nadal nim jest.
CZYTASZ
Absolut 2
Mystery / Thriller**DRUGA CZĘŚĆ "Absoluta"** Apollo, mimo hospitalizacji, kulawej nogi i śmiertelnej nudy - przez przymusowe chorobowe - pozostaje tym samym wulgarnym i wkurzającym detektywem. Przekonał się komisarz Aleksander, bombardowany przez swojego przyjaciela...