Jak zawsze, wstałem wcześnie rano. Kiedy to robiłem na zewnątrz było jeszcze ciemno. Zamrugałem i przetarłem twarz. Pierwsze co zauważyłem to, to że leży na mnie chrapiący Zeus i obaj jesteśmy przykryci kocem.
Spojrzałem w lewo. Jak zwykle Aleks wyglądał podczas snu jak martwy. To naprawdę niepokojące. Nawet jego oddechu nie było słychać. Za pierwszym razem jak tu spał, musiałem sprawdzić czy oddycha. Teraz to dość zabawne, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Skoro on śpi tak cicho, to czy nie przeżywa męki, kiedy ja chrapię, a nawet mówię przez sen?
Uśmiechnąłem się sam do siebie, uświadamiając sobie, jak bardzo się różnimy.
Wstałem powoli, zrzucając z siebie Zeusa. Mruknął z niezadowoleniem i odwracając się do mnie tyłkiem, położył się obok Aleksa.
No jasne, znalazł sobie innego frajera, który jest ciepły i na wpół martwy. No, przynajmniej w przeciwieństwie do mnie go nie zrzuci.
Przez ten nagły ruch, zobaczyłem jak Aleks się budzi. Zmarszczył nos i zaczął mrugać. Byłem zaskoczony, że ten delikatny ruch i zmiana pozycji go obudziła.
— Śpij dalej, Aleks — szepnąłem, ostrożnie wstając.
Posłuchał mnie bez żadnej kąśliwej uwagi przez to, że był w półśnie. Mruknął tylko gardłowo i znów padł martwy. Przechodząc nad nim, z rozbawieniem obserwowałem jak Zeus wsuwa się w jego ramiona i sapie mu w twarz, tym swoim obrzydliwym oddechem. Blondyn tylko skrzywił się i odwrócił głowę lekko w bok. Nie obudził się jednak. Szacun dla niego, ja bym padł martwy. Doskonale wiem, jak śmierdzi Zeusowi z pyska.
W sumie nie byłem lepszy, sam cuchnąłem niesamowicie. Dlatego pierwsze co zrobiłem po wstaniu, to poszedłem się umyć.
Na śniadanie postanowiłem poczekać na Aleksa, co jak zwykle było długim okresie oczekiwania, gdyż Aleksander śpi bardzo długo. Nie spodziewałem się po nim, że jeśli nie musi iść do pracy to wstaje popołudniu. To dość zabawne. W przeciwieństwie do mnie nienawidzi poranków, za każdym razem wygląda jak zombi. Już mu mówiłem by chodził wcześniej spać, zamiast robić jakieś nudne rzeczy, czy szwendać się po moim mieszkaniu o trzeciej w nocy.
Ostatecznie skończyło się na tym, że wstał o dziewiątej, z moją małą pomocą. Chcąc zrobić sobie drugą kawę, jakimś cudem pozrzucałem wszystkie garnki. Skończyło się na tym, że wparował jak wściekły orangutan do salonu. Jeszcze zanim zaczął wrzeszczeć, uśmiechnąłem się do niego najpiękniej jak potrafiłem. Nie pomogło mi to jednak.
— Co robisz w dzień wolny? — zapytałem z ciekawości, kiedy dowiedziałem się, że po wczorajszym intensywnym dniu dostał wolne. — Zbierasz znaczki?
Posłał mi ponure spojrzenie znad kanapki.
— Na pewno ten dzień spędzam produktywniej niż ty — syknął.
— Pielisz ogródek w słomkowym kapeluszu... AŁA!
On naprawdę nie zna się na żartach.
Byłem na dzisiaj umówiony z Pączusiem. Już rano potwierdziłem przyjście do niej na obiad. Denerwowałem się tym spotkaniem. Nawet doszło do tego, że myślałem nad zrezygnowaniem
z niego. Byłem jedną nogą od podjęcia tej decyzji, aż nie odezwał się Aleksander.— Nigdzie nie idziesz. To niebezpieczne.
Okej, może miał rację. Może też nie byłem psychicznie na to gotowy, ale kiedy mi tego tak władczo zabronił. Oczywistym było, że zadecyduję się od razu i jednogłośnie.
CZYTASZ
Absolut 2
Mystery / Thriller**DRUGA CZĘŚĆ "Absoluta"** Apollo, mimo hospitalizacji, kulawej nogi i śmiertelnej nudy - przez przymusowe chorobowe - pozostaje tym samym wulgarnym i wkurzającym detektywem. Przekonał się komisarz Aleksander, bombardowany przez swojego przyjaciela...