Rozdział 9

1.6K 152 27
                                    


W telewizji naprawdę nic nie było.  Kiedy zobaczyłem Kevina na Polsacie miałem odruch wymiotny. Wyłączyłem telewizor, wzdychając z frustracją. Przez chwilę siedziałem nieruchomo rozważając opcję pójścia spać, czy poczytania czegoś. Ale kiedy Zeus się obudził i zaczął zjadać ostatni kawałek pizzy, stwierdziłem, że jeszcze za wcześnie by pójść spać. Zostawię sobie spanie na popołudnie, zwłaszcza, że Aleksander jeszcze do mnie nie dzwonił z życzeniami. I najgorsze jest to, że nie wiedziałem, kiedy to zrobi przez to, że to on organizuje święta w swoim domu.

Ale kiedy jednak dochodziła godzina osiemnasta, a ja skończyłem książkę, którą czytałem, poczułem znużenie. Już nie czekałem na telefon od Aleksa. Doszedłem do wniosku, że może się zdarzyć, że przez natłok zajęć w ogóle nie zadzwoni. Nie miał powodów by myśleć o mnie w taki dzień. Mógł też przecież zadzwonić jutro.

Poddając się padłem na poduszki i z Zeusem u boku szybko zasnąłem.

***

Pierwsze co poczułem to to, jak ktoś delikatnie ciągnie mnie za włosy. Warknąłem gardłowo nienawidząc tego uczucia. Odwróciłem się na brzuch chcąc uciec od tego bezdusznego napastnika, ale to była uparta sztuka i poczułem jak ktoś siada mi na plecach.

— Wstawaj, pajacu! — usłyszałem irytujący pisk.

Jęknąłem po raz kolejny tym razem głośniej, gdyż irytujący napastnik zaczął po mnie skakać.

— Spadaj. — Próbowałem ją z siebie zrzucić, ale położyła się na mnie.

Odwróciłem głowę by spojrzeć wilkiem na roześmianą twarz, ukazujący błyszczący aparat na zęby. Jej piegowaty nos zmarszczył się śmiesznie, a przez to, że pochyliła się nade mną, jej ciemnobrązowe włosy załaskotały mnie w policzki.

— Nie mów tak do mnie, bo powiem mamie — zagroziła dmuchając mi w twarz.

— Cholera! — krzyknąłem z obrzydzeniem. — Rybę jadłaś?

— Dokładniej to śledzie — roześmiała się wrednie i znów mi dmuchnęła w twarz.

Chciałem ją zrzucić z siebie na podłogę, ale mała wredota się nie dała, uczepiając się mojej koszulki.

— Nie miałaś przestrzegać jakieś tam diety? — jęknąłem przegrany. Skończyliśmy zaplątani w precelek na mojej kołdrze. — Masz chyba występ w teatrze narodowym w styczniu, co?

— Tak — zachichotała, znów ciągnąc mnie za włosy. Jak ja tego nienawidziłem, a ona to doskonale wiedziała. — Ale jest Wigilia! Apollo! Mogę jeść ile chcę! A baletki mam głęboko pod łóżkiem. To jak wakacje!

Parsknąłem wrednie znów próbując ją z siebie zrzucić. Znów mi się nie udało.

— Wstawaj no! Śpisz cały dzień, wiesz że mama zaraz się wścieknie, że jej nie pomagasz. Tata cię usprawiedliwił, że wróciłeś dopiero z Włoch na święta specjalnie dla nas, ale dłużej nie da rady cię bronić.

Robiąc męczeńską minę wstałem w końcu. Nic mi się nie chciało. A ta wiedźma jak zawsze zaganiała mnie do roboty. Szatan, a nie matka.

— Przebierz się — powiedziała kiedy chciałem już schodzić na dół. — No chyba, że chcesz znów wysłuchiwać jej wykładu.

Kurde. Miała rację. Miałem już dość, a to dopiero początek. Zdjąłem szarą koszulkę by przebrać się w białą wyprasowaną koszulę, ale wtedy usłyszałem gwałtowne wciąganie powietrza
 i uświadomiłem sobie swój błąd.

Absolut 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz